„[…] iluzje
są najcenniejszymi i najniezbędniejszymi
Ze
wszystkich rzeczy, a osoby, które je stwarzają,
Należą do
największych dobroczyńców świata […]”
~ Virginia Woolf „Orlando”
Patrzyła na Michaela dość nieufnie.
Nienawidziła być zaślepiana i oszukiwana, a to było właśnie złudne działanie
iluzji.
- Skąd
możemy mieć pewność, że pan nas nie wyda? – zapytała wątpliwie.
-
Iluzjoniści są oszustami… - Michael uśmiechnął się tajemniczo. – Ale niezwykle
wiernymi oszustami. Nam ufają… z jakiegoś powodu częściej niż zwykłym ludziom.
- Skąd się
znacie? – nie spuszczała wzroku z Michaela, ale odpowiedział Chris:
- Długa
historia… kiedyś trafiłem na jego występ. Byłem jeszcze dzieckiem. Wlazłem na
scenę i uparłem się, że będę mu asystować.
- Ale
pomocnik z ciebie był marny – zaśmiał się iluzjonista.
- Przejdźmy
może do sedna sprawy? – zaproponowała Katherine niezbyt przekonana.
- Oczywiście
– Michael klasnął w dłonie i wstał przewracając przy okazji krzesło, na którym
siedział. - Może mały pokaz umiejętności? – zaproponował z błyskiem oku.
- Nie mamy
czasu na… - zaczął Christopher.
- A ja bym z
chęcią zapoznałabym się z pańskimi zdolnościami – zaprotestowała Kath.
Michael patrzył na nią przez chwilę.
Wydawało mu się, że zalicza się do ludzi, którzy potrafią uwierzyć, by
zobaczyć. Jak mógł się pomylić!? Była łatwowierna. Uwierzy, jeśli zobaczy. A on
wiedział, że zobaczyć można wszystko. Wystarczy patrzeć z odpowiedniej
perspektywy…
- Chyba
krótki występ nie zaszkodzi. Prawda, Chris? – stwierdził po dłuższej chwili
milczenia. Nie spojrzał, czy otrzymał pozwolenie. Ruszył przed siebie ruchem
dłoni nakazujący, by goście postąpili tak samo. Prowadził ich licznymi
korytarzami nadal nie mogąc uwierzyć, że się pomylił.
***
I choć wytrwali byli,
Szczęścia
nie zaznali,
Gdyż z
uczuciami lub się kryli,
Lub ich nie
posiadali.
~ U. H. v.
S.
To był jeden tych dni, kiedy słońce
świeciło mimo początku jesieni, a wiatr nie hulał między drzewami w szaleńczej
pogoni za niewiadomym. Jednak nad nim zawisła nie jedna szara, deszczowa
chmura. I wydawało mu się, że podjął już decyzję… dlaczego teraz się zawahał?
Przecież to niemożliwe, żeby te kilka tygodni spędzonych samotnie go zmieniło.
Nadal był tym kochającym i czułym na wołanie innych człowiekiem – a przynajmniej
miał tak sobie wmawiał.
Dość mały, pomalowany na biało pokój
oświetlał tylko wpadający przez uchylone okno słoneczny blask. Umeblowanie było
niezwykle skromne – metalowe łóżko, szafka nocna i niewielkie biurko z jedną
szufladą. Szarą pościel wyprasowano idealnie, zostawiając na niej widoczne
miejsca zgięć i charakterystyczny zapach krochmalu. Na brudnym blacie biurka
stał talerz z resztkami wczorajszej kolacji, pusta szklanka, długopis i kilka
zadrukowanych kartek.
Otwierał oczy leniwie, powoli
przyzwyczajając się do światła. Do jego nozdrzy dotarł powiew świeżego powietrza.
Gwałtownie poderwał się z łóżka, po lenistwie nie było już śladu. Ze złością
widoczną w gestach, dwoma krokami przemierzył odległość dzielącą go od okna i
zamknął je z rozmachem. Wiedział, że otwierają je specjalnie by mógł się
przyzwyczaić do tamtejszego powietrza. Jedyny problem stanowiło to, że on nie
chciał się przyzwyczajać! Nie pragnął niczego innego, jak poczuć subtelną nieco
słodkawą mieszankę zapachów polnych kwiatów, powietrza po burzliwej nocy.
Powietrze Irrytu było, jak często mawiał – zepsute, martwe, gnijące.
Odszedł od parapetu, nie mając ochoty
patrzeć na monumentalne budynki i wąskie uliczki. Z westchnieniem opadł
ponownie na materac. Na podjęcie decyzji zostało mu kilka dni, więc powoli
tracił wiarę w jakikolwiek ratunek. Wziął do ręki pogięty zwitek papieru i
jeszcze raz zagłębił się w jego treść. Szukając wskazówki, podpowiedzi,
jakiegoś znaku… zaśmiał się z własnych myśli. Naiwny jak wszyscy.
***
Drogi Liamie,
Wątpię w Twoją pamięć o mojej osobie, gdyż
sam widziałem Cię tylko kilka razy w życiu.
Jednak śmiem twierdzić, że ostatnie spotkanie
zapadło Ci głęboko w pamięci.
Nie będę przytaczał tego wydarzenia ze
względu na brak czasu.
Jesteś jedną z niewielu osób, z którymi
odważyłem się skontaktować idąc na pewną śmierć.
Jednak w Twoim przypadku nie piszę, by się
pożegnać.
Piszę by ostrzec!
Pamiętaj jednak, że nawet z najgorszego niebezpieczeństwa
można wyjść bez szwanku.
Wystarczy mieć odpowiednie… no, powiedzmy
znajomości.
Dalsza część listu była oderwana. Jakby
ktoś specjalnie nie chciał pozwolić na dalsze czytanie. Teraz Liam nie wiedział
nawet, kto napisał ten list! Nawet nie mógł mieć podejrzeń…
***
Kochana córeczko!
Chyba wiesz, że nigdy nie wiem jak zacząć list... Wspominałem Tobie o tym nie raz. Pewnie tego nie pamiętasz... Byłaś za mała, żeby móc wspominać te dni.
W każdym razie; jeśli to czytasz, pewnie jestem już martwy... Brzmi jak wyjęte z jakiejś tandetnej komedii lub powiastki, prawda? Nad wyraz ckliwe, ale tak już jest. W razie czego nie martw się, jeśli będę odbiegał od tematu, ale piszę szybko i nie mam czasu, ani ochoty zastanawiać się nad sensem moich słów.
Pewnie po tych kilku tygodni odkąd zniknąłem zdążyłaś już zapomnieć o swoim stary ojczulku, co? Ten list prawdopodobnie jest wyłącznie dorzuconą przeze mnie kłodą do powolnie gasnącego ogniska, ale nie mogłem się powstrzymać... Chciałem się pożegnać.
Nie myśl, że jesteś jedyna! Wiesz, że nie lubiłem nikogo faworyzować. Takie koperty dostaną też Philip, Anna i pewien Pan X, a w zasadzie dwóch. Nie chcę zdradzać Ci ich nazwisk, na wypadek, gdyby ten list trafił w niepowołane ręce. Wątpię, że skaczesz z radości na tych ostatnich. Od małego nienawidziłaś rozwiązywać zagadek, wolałaś je wymyślać. O tak... komplikować komuś życie, byłaś w tym świetna! Pamiętam nawet, jak raz Andrew i Mary przyszli do nas na kolację...
Przepraszam, zamyśliłem się i przestałem zwracać uwagę na słowa wychodzące spod długopisu.
A więc wracając do tematu... Ktoś kiedyś mi powiedział, że wybory są trudniejsze od czynów. Nie wierzyłem! Przecież zazwyczaj mówi się na odwrót. Teraz wiem, że miał rację. Nie mam czasu na przywoływanie z pamięci takich sytuacji, ale Ty będziesz miała jeszcze okazję żeby się przekonać.
Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał. Jak to brzmi... Nienawidzę pisać listów, pamiętasz? Wszystkie zwroty w nich są tak przereklamowane!
Żegnaj, tata.
P.S. 3.1; 3.2; 2.3; 4.2; 12.2; 13.1; 1.2; 12.3; 3.2; 2.4; 2.3;
Chyba wiesz, że nigdy nie wiem jak zacząć list... Wspominałem Tobie o tym nie raz. Pewnie tego nie pamiętasz... Byłaś za mała, żeby móc wspominać te dni.
W każdym razie; jeśli to czytasz, pewnie jestem już martwy... Brzmi jak wyjęte z jakiejś tandetnej komedii lub powiastki, prawda? Nad wyraz ckliwe, ale tak już jest. W razie czego nie martw się, jeśli będę odbiegał od tematu, ale piszę szybko i nie mam czasu, ani ochoty zastanawiać się nad sensem moich słów.
Pewnie po tych kilku tygodni odkąd zniknąłem zdążyłaś już zapomnieć o swoim stary ojczulku, co? Ten list prawdopodobnie jest wyłącznie dorzuconą przeze mnie kłodą do powolnie gasnącego ogniska, ale nie mogłem się powstrzymać... Chciałem się pożegnać.
Nie myśl, że jesteś jedyna! Wiesz, że nie lubiłem nikogo faworyzować. Takie koperty dostaną też Philip, Anna i pewien Pan X, a w zasadzie dwóch. Nie chcę zdradzać Ci ich nazwisk, na wypadek, gdyby ten list trafił w niepowołane ręce. Wątpię, że skaczesz z radości na tych ostatnich. Od małego nienawidziłaś rozwiązywać zagadek, wolałaś je wymyślać. O tak... komplikować komuś życie, byłaś w tym świetna! Pamiętam nawet, jak raz Andrew i Mary przyszli do nas na kolację...
Przepraszam, zamyśliłem się i przestałem zwracać uwagę na słowa wychodzące spod długopisu.
A więc wracając do tematu... Ktoś kiedyś mi powiedział, że wybory są trudniejsze od czynów. Nie wierzyłem! Przecież zazwyczaj mówi się na odwrót. Teraz wiem, że miał rację. Nie mam czasu na przywoływanie z pamięci takich sytuacji, ale Ty będziesz miała jeszcze okazję żeby się przekonać.
Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał. Jak to brzmi... Nienawidzę pisać listów, pamiętasz? Wszystkie zwroty w nich są tak przereklamowane!
Żegnaj, tata.
P.S. 3.1; 3.2; 2.3; 4.2; 12.2; 13.1; 1.2; 12.3; 3.2; 2.4; 2.3;
***
Z lękiem patrzyła na taflę lustra, z
której powoli znikały słowa. Mogłaby ręczyć głową, że akurat ta sztuczka, była
niezwykle bujnym wymysłem Michaela, gdyby… nie ta dziwna prawdziwość słów.
- Jak nazywa się ta sztuczka? –
zapytała drżącym głosem. W pomieszczeniu byli teraz sami, bo Chris wyszedł
„pozwiedzać” budynek.
- Iluzja, nie sztuczka, kochana!
– upomniał ją mężczyzna uśmiechając się. Nie mogła tego jednak dojrzeć, gdyż
wpatrywała się z niedowierzaniem w gładką już taflę lustra. – Infinite magna.
Tak zwane „nieskończenie ważne”.
- Ważne – powtórzyła szeptem
Kath, prawdopodobnie zupełnie nieświadoma własnych słów.
- Pokazać jeszcze coś? – zapytał iluzjonista,
nawet nie próbując kryć entuzjazmu. Zaniepokoił się odrobinę, kiedy Faltey nie
odpowiedziała po kolejnych siedmiu minutach. Owszem, Infinite magna miała nią wstrząsnąć, ale żeby aż tak…
- Chyba mamy jeszcze czas, skoro
Chris nie wrócił – odezwała się w końcu nieco zamglonym głosem. Michael pokiwał
głową uspokojony i zamyślił się na chwilę.
Chciał pokazać coś, co nie będzie już tak
zaskakujące, jak poprzednia iluzja, jednocześnie nie mogło podchodzić pod
banały. Natychmiast odrzucił wszystkie karciane sztuczki, znikające i
pojawiające się monety zupełnie odruchowo wykreślił z listy. Katherine nawet
nie zauważyła jego milczenia.
Powolnym krokiem podeszła do wysokiego,
bogato zdobionego lustra i przejechała palcem po jego gładkiej tafli. Wydawało się
poruszać delikatnie niczym fale na jeziorze popędzane przez wiatr.
- Nie dotykaj! – prawie krzyknął
Michael. – Nie wolno ci niczego tknąć w mojej pracowni bez mojego wyraźnego
pozwolenia!
- Przepraszam – szepnęła zawstydzona
i spuściła wzrok na kamienną posadzkę.
- Podaj mi dłoń – rozkazał. Już trochę
pewniej spełniła polecenie. Kolejne kilka minut spędzili na wspinaniu się po
stromych schodach.
- Co zamierzasz mi pokazać? –
zapytała trzymając się jedną ręką chropowatej powierzchni ściany, a drugą
metalowej poręczy schodów.
- Niespodzianka.
Aż do dotarcia na miejsce żadne z nich
nie odważyło się naruszyć gęstej ciszy. Strych był wyjątkowo zagraconym
pomieszczeniem. Pod wszystkimi ścianami stały półki uginające się pod ciężarem
ksiąg, skrzyń i szkatułek. Dawało dostrzec się zarysy mebli, które zakrywały
zakurzone prześcieradła. Pod sufitem radośnie kołysała się żarówka, mrugając
nieregularnie, przyciągając wzrok i ćmy.
- Uważaj teraz – mruknął iluzjonista,
po czym zwinnymi ruchami poprowadził ją przez labirynt krzeseł, walających się
wszędzie opasłych tomów i kartonów. Zatrzymali się tuż przy ścianie, na której
środku zawisł brązowy, obdarty kawałek materiału. Michael bez skrupułów zarwał
prowizoryczną firankę. Ich oczom ukazało się wgłębienie w ścianie, na którego
końcu znajdowało się przeciętnej wielkości okno. Iluzjonista przez chwilę
szarpał się z zamkiem, by po kilku minutach okno otworzyło się skrzypiąc w
ramach protestu. Mężczyzna wspiął się na szeroki parapet i wyjrzał przez otwór.
Nim Kath zdążyła jakkolwiek zareagować, podciągnął się na rękach i zniknął z
jej oczu.
- Idziesz? – teraz jego głowa
zwisała do góry nogami. Wyciągnął jedną dłoń, pomagając Kath wspiąć się po
czerwonych dachówkach. – Uważaj, trochę tu ślisko – upomniał ją, ostrożnie
prowadząc do nieco spłaszczonego miejsca.
Faltey ze zdziwieniem zauważyła, że jest
już dość późny wieczór. Niebo przybrało subtelny odcień granatu z przebłyskami
błękitu i fioletu. Cienka, prawie niewidoczna luna księżyca umiejscowiła się
wygodnie pośród delikatnie świecących gwiazd. Budynek, w którym się znajdowali
okazał się być wyższym od pozostałych w dzielnicy. Na dole drobnymi,
złoto-żółtymi kropkami oznaczono latarnie uliczne, jedno piętrowe kamienice z
tej wysokości można było porównać do pudełek po zapałkach, a ludzie upodobnili
się do wiecznie śpieszących się mrówek. Liczne ogródki wydawały się być plamami
zieleni o bliżej nieokreślonym kształcie i rozmiarze, a wystawy sklepowe
drobnymi, świecącymi kawałkami szkła. Na ten widok zaparło jej dech w
piersiach.
- Ładnie tu – stwierdziła z
rozmarzeniem.
A powiem Ci, że nawet nie zwróciłam uwagi na długość :D
OdpowiedzUsuńBardziej zaskoczyło mnie to, że tak szybko uporałaś się z rozdziałem, który nawiasem mówiąc jest naprawdę dobry ;)
Wena widzę nadal Cię trzyma od dnia wczorajszego :D
Mam nadzieję, że utrzyma się jak najdłużej <3
Wielbię,
DiaMent.
Skrzaciku mój! <3
UsuńNominowałam Cię do Liebster Awards :)
Więcej informacji znajdziesz tutaj:
http://dramionovelove.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam :)
Proszę, komentuję <3 Tylko nie bij c;
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń