sobota, 1 czerwca 2013

7. "Jak to miło z ich strony. Zamawia, a oni dostarczają."

Przed Wami rozdział siódmy historii Strażników Czasu... Wyszedł mi naprawdę długi, bo prawie na całe 9 (!!!) stron w Wordzie. Mam nadzieję, że nowa notka przypadnie Wan do gustu ;) Resztę mojej gadaniny zaoszczędzę Wam na koniec :*

...............................................................................................................................................

   „[…]Czemu ty się, zła godzino
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć,
Miniesz –a więc to jest piękne[…]”
~ Wisława Szymborska „Nic dwa razy”

     Wróciła do domu około 22. Musiała zadbać o to, by nikt oprócz przechodniów  i mieszkańców osiedla jej nie zauważył. W mieszkaniu Philipa spędzała jedynie noc, by jeszcze przed świtem zniknąć na jednej z wielu Londyńskich uliczek. Tego dnia pogoda nie rozpieszczała. Pomimo, że był początek lata trzeba było skrupulatnie omijać liczne kałuże.
      Szczelnie zamknęła za sobą drzwi i włączyła światła w holu. Cisza i pustka przytłaczały swoim nadmiarem. Przeszła do salonu ze zdziwieniem stwierdzając, że poduszki na sofie leżą zupełnie inaczej, niż ostatnim razem. Czyżby niedopatrzenie strażników? Na niskiej komodzie telewizora leżała niewielka, zgięta na pół kartka w kolorze niezwykle podobnego do koloru szafki beżu. Nic więc dziwnego, że nie była w stanie jej zauważyć i w słodkiej niewiedzy ruszyła oddać się ramionom Morfeusza.
***
    Siedział na wysokim stołku w barze. Powietrze wypełniał dym papierosowy i drażniący nozdrza zapach alkoholu. W półmroku dawało się dostrzec poszczególne twarze. Czekał na nią, a raczej miał nadzieję, że się pojawi. Nie zostawił na zapisce numeru telefonu na wypadek, gdyby kartka trafiła w cudze ręce. Nie pojawiła się tam również data spotkania. Tylko godzina i miejsce. Liczył, że jeszcze pamiętała jego charakter pisma. Minuty leniwie przeistaczały się w kwadranse. Zaklął pod nosem i zamówił kieliszek whisky. Minęły już cztery wieczory, a ona się nie pojawiła. Za każdym razem gdy przez otwarte drzwi do środka wślizgiwał się podmuch świeżego powietrza, odwracał twarz ku wejściu w nadziei, że przyszła. Ale bar z czasem zapełniał się ludźmi. Tu zbierali się wszyscy. Młodzi, w średnim wieku, rzadziej emeryci, ale i takie wyjątki się zdarzały. Jej ciągle nie było...
       Miejsce obok niego zajęła jakaś brunetka. Zupełnie od niechcenia rzucił okiem na jej twarz, nieświadomie szukając podobieństw do tej, na którą czeka. Nie dopatrzył się niczego szczególnego, więc przeniósł wzrok na inną. I tak toczyło się już czwarty wieczór. Jej ciągle nie było…
***
     Na dół zbiegła w niezwykłym pośpiechu. Dziś obudziła się o godzinę za późno. Praktycznie w biegu założyła sandały. Później wzięła z oparcia kanapy lekki płaszcz, na wypadek deszczu, nieświadomie zdmuchując kawałek papieru z komody. Zamykając drzwi wyszła na dwór i, by nie robić podejrzeń, spokojnie ruszyła w stronę skrzyżowania. Wiatr rozwiał jej włosy  z ramion na plecy. Oczy zmuszona była przymrużyć, przez świecące jasno słońce. Pogoda dopisywała. Nie panował niemożliwy do wytrzymania upał, ani tak częsty w Anglii ulewny deszcz.
     Zastanawiała się ile jeszcze przyjdzie jej tak łazić. Tydzień? Miesiąc, czy może jeszcze więcej? W istocie nie przeszkadzał jej taki tryb życia. Wczesne pobudki były dla niej normalnością, rutyną. Jedyne czego jej brakowało, to pracy i jakichś informacji, nowości. Nienawidziła bezczynności… i niepoinformowania. Z tęsknotą popatrzyła na niewielki zegarek, który nawlekła na dłuższy łańcuszek tak, by służył za naszyjnik. W miejscu pola z najbliższym, istotnym dla niej  wydarzeniem, widniały złote litery układające się w słowa : Początek Szkolenia Strażników. na moment wydawało jej się, że niektóre litery znikają, przestawiają się, lub są zastępowane. Słowo „Kradzież” wyświetliło się na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by zdążyła je przeczytać. Mrugnęła, a na tarczy zegara ponownie zagościły trzy, tak dobrze znane jej wyrazy. Uznała, że nagła i niespotykana zmiana na Zegarze Strażników, była wyłącznie jej wybujałą fantazją, przywidzeniem.

***
       Nie dopiwszy jeszcze whisky z kieliszka, zamówił kolejny drink. Nie wiedział już, czy przychodzi tu by na nią czekać, czy z czystego przyzwyczajenia. Nie miał zbytnio gdzie się podziać, a półmrok nie dawał poznać nikomu jego twarzy, tak dobrze, jak dudniąca muzyka utrudni każdemu zidentyfikowanie głosu.
- Jak długo czekałeś? – na chwilę znieruchomiał. Znał ten ton, lawendowy zapach perfum, który niczym nie pasował do tego miejsca. Przed nim postawiono kieliszek wypełniony biało-kremową cieczą. Wypił jego zawartość za jednym razem. Po chwili pierwszy raz od lat spojrzał na jej twarz. Niewątpliwie zmieniła się od tamtego czasu i to diametralnie. Włosy przystrzyżone dawniej na wysokości uszu, zawsze starannie wyprostowane, teraz sięgały ramion wijąc się w licznych sprężynkach. Oczy ściemniały trochę, przybierając barwę wiosennego nieba, a nie błękitnej szarości, jak to w przeszłości określał. Siedziała przyglądając się jego lekko zapadniętym policzkom, cieniom pod oczami i nielicznych, drobnym ranom zdobiących zmęczoną twarz.
- Długo – odpowiedział na jej pytanie, po chwili przyglądania się sobie nawzajem.
- Następnym razem zostawiaj wiadomości w bardziej widocznych miejscach – zauważyła, przeglądając jednocześnie szeroki wybór alkoholi. Zdecydowawszy się na mojito, przeniosła wzrok na swojego towarzysza. – Miałeś jakiś ważniejszy powód? Chciałabym się wyspać, przed ponowną ucieczką.
- Ty i ucieczka? – mruknął. – Jakie to do ciebie niepodobne…
- Do ciebie niepodobne jest chowanie się po barach! – warknęła.
- Każdy kiedyś musi stchórzyć – stwierdził, doskonale wiedząc, że to tylko bardziej zirytuje Katherine. Jedną ręką objął jej ramiona. Wypity wcześniej alkohol zdecydowanie poprawił mu humor i dodał odwagi.
- Czego ty ode mnie chcesz? – syknęła mu do ucha, sekundę później zrzucając jego rękę z lewego ramienia.
- Wcześniej byłaś bardziej… domyślna – zacmokał z dezaprobatą.
- Wcześniej nie wyglądałeś jak po ucieczce z więzienia.
- Ja nie wyglądam, jak po ucieczce z więzienia. Ja z niego uciekłem! - zauważył.
- Na jedno wychodzi – powiedziała zdenerwowana jego nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością, by pić tyle od kilku dni.
        Na blacie wylądowała wyrwana z gazety kartka. Spojrzała z ciekawością na mężczyznę, później przeniosła wzrok na wycinek. Duża czcionka, czarne litery i niewątpliwie pierwsza strona. „Zatrzymany” krzyczał zdobiony licznymi wykrzyknikami nagłówek. Pod nim umieszczono czarno-białe zdjęcie młodego mężczyzny zakutego w więzienne kajdany. Nie wyrywał się, nie krzyczał. Stał spokojnie, z nieodgadnionym wyrazem twarzy i pustymi oczami. Pod zdjęciem podpis: Liam Antonii Dervendu, zatrzymany za niedostosowanie się do Kodeksu Przeniesień czasowych. Dalej widniał długi artykuł, oczerniający całą rodzinę więźnia, jak i samego zatrzymanego. Jej uwadze nie uszło, że tekst został skrupulatnie objęty cenzurą i w większości skupiał się na sytuacji w rodzinie Dervendu. Doszedłszy do końca artykułu, zawiesiła wzrok na zdjęciu.
- „Liam Dervendu wraz z bratem dokonywali Przeniesień Czasowych w sposób przeczący Kodeksowi Przestrzegania Przeniesień Czasowych. Konsekwencje ich czynów wyznaczy sam H. Gerbung…” – zacytował matowym, ale całkiem trzeźwym głosem jej towarzysz.
- Czego chcesz ode mnie? - zapytała lekko poirytowana.
- Cenzurowane – udawał, że jej nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. –Tchórze.
- No patrz… uczeń zawsze upodobnia się do nauczyciela – zauważyła sprytnie i z niesmakiem.
- Uratuję go – powiedział. Katherine wydawało się to obietnicą, nie słowami puszczanymi na wiatr.
- Niedługo nie będzie czego ratować. Oni załatwią to szybko, sprawnie i bez rozgłosu. A ty to wiesz doskonale.
- Doskonale… - powtórzył jej słowa. – Zazwyczaj kto inny był doskonały, pamiętasz?
   Nie odpowiedziała. Pokiwała głową i odwróciła wzrok.
- Nie uda ci się – powiedziała.
-Zawsze się udawało.
- Głupi ma szczęście - mruknęła niechętnie.
- Cholerne zboczenie rodzinne – zaśmiał się. Ona też.
- Niektórzy tego szczęścia nie mają – spoważniała. – Wiesz, że masz mało czasu.
- Wiem – potwierdził, chociaż nie było to pytanie. – Mamy mało czasu.
- Mamy? A więc tego ode mnie oczekujesz? - zdziwiła się.
- Zgada się.
- Może mnie zastąpić ktokolwiek.
- Nieprawda. Jedyna żyjąca Strażniczka, nie znalazłbym nikogo lepszego – zapewnił ją. Odpowiedziała milczeniem. Dlatego kontynuował. – Oboje wiemy, że dasz radę.
- To niemożliwe. Ich bariery są nie do przebicia.
- Kto powiedział, że bariery trzeba łamać?
- Niektóre słowa lepiej przemilczeć - dopiła drink.
- Nawet jeśli, co mi przyjdzie z milczenia?
- Nie lubisz bezinteresowności.
- Nienawidzę. Ty też - powiedział uważnie przyglądając się jej twarzy.
- Nie zaprzeczę.
- Bo nie masz czego.
    Kiwnęła głową. Przez kilkanaście sekund mierzyli się wrogimi niemal spojrzeniami.
-Nic nas nie łączy– powiedziała.
- Znamy się na wylot.
- To nie to samo.
- "Najlepsza współpraca, to ta która nie jest oparta na uczuciach" - zacytował.
- Ciekawe, że jeszcze pamiętasz nauki Strażników. Już dawno nim nie jesteś.
- Zgadza się. A od jak dawna ty nie jesteś Strażniczką? – prowokował ją dalej.
      Chciała zaprzeczyć, ale nie była w stanie. Ręka automatycznie powędrowała w stronę kieszeni kurtki, ale została szybko zatrzymana przez jej towarzysza.
- Nie tutaj! – syknął. – Proponuję ci układ.
- Nie wchodzę w żadne układy – wyrwała nadgarstek z uścisku.
- Od kiedy?
- Od kiedy wiem jak kruche jest zaufanie przeciętnego człowieka.
- Żaden Strażnik nie jest człowiekiem, nawet ten były - zauważył sprytnie.
- Prawda, ale…
- Przyznaj, że nie masz już argumentów.
- Wcale ich nie miałam – popatrzył na nią zdziwiony. Tego nie oczekiwał. Nie była już tą samą kobietą. Stała się bardziej potulna i łatwiejsza do przekonania. Ale cięty język pozostał.
- Więc się zgadzasz?
- Nie.
- Czemu?
- Stawka - mruknęła.
- Nie jest za niska.
- Ani za wysoka – uzupełniła.
- I to ci się nie podoba? To przeczące wszystkim zasadom.
- Jak ty masz zamiar dokonać… cokolwiek?
- Zawsze się znajdzie jakiś sposób. Już ja o to zadbam zapewnił.
- Pewność siebie nie jednego już zabiła.
- Do diabła ze śmiercią – w jego głosie nie było wściekłości. Był opanowany i spokojny, cierpliwy.
- Nawet jeśli…
- Tak, czy nie? – przerwał.
- Zależy o co prosisz.
      Sięgnął po kolejną szklankę alkoholu. Opanowanie powolnie z niego uchodziło, a ona to widziała i o to chodziło. Miał ubrać swoją prośbę w słowa, inaczej niczego nie mogła być pewna.
- Potrzebuję pomocy, wsparcia.
- Jedno różni się od drugiego. Czego dokładnie chcesz.
- Pomocy i wsparcia – powtórzył. – Tak, czy nie?
- Jest jakaś trzecia odpowiedź?
- Nie.
- Więc nie - zawyrokowała płacąc za wypity alkohol.
    Miała zamiar wyjść z baru i ruszyć w kierunku domu Philipa. Wstając poczuła jego dłoń na ramieniu. Zatrzymała się, ale nie odwróciła. Słuchała.
-Jesteś pewna, że nie będziesz żałować? - dopytywał się.
- "Nigdy nie można być pewnym."
- Nie tylko ja pamiętam nauki Strażników – uśmiechnął się, ale ona nie mogła tego zauważyć.
- Niektórych rzeczy się nie zapomina – poczuła jak jego ręka zsuwa się na talię.
- Na przyszłość… nie filozofuj tak dużo - pouczył ją zapierając dłoń.
    Tym razem ona się uśmiechnęła. Ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Opuściła bar nie zatrzymywana więcej. W zadymionym wnętrzu zostawiła kiedyś tak bliskiego jej mężczyznę. Nie mogła teraz zobaczyć jego uśmiechu kota, który właśnie dostał całą miskę śmietanki, ani drwiącego błysku w oku. Już miał ją w garści, ale ona jeszcze o tym nie wiedziała…
***

„ Naturalnie, nie mógł przeczytać, co tam było napisane, ale wiedział: bitwa.
Jak to miło z ich strony. Zamawia, a oni dostarczają.”
~ Orson Scott Card „Gra Endera”

     Zakładając marynarkę przeklinała w duchu swoją głupotę i lekkomyślność. Jak mogła być taka naiwna?! Jak mogła stracić czujność?! Wzięła jeszcze do ręki niewielką torebkę i wyszła stukając obcasami o drewniane panele. Stojąc za zamkniętymi drzwiami schowała klucze i ponownie spojrzała na małą kartkę. "23:00 Moner Montrouse Odważysz się?" Zaklęła pod nosem i ruszyła w stronę restauracji oddalanej niewiele od domu Philipa. W głowie ciągle powtarzała sobie treść liściku, który niemalże ociekał kpiną.
    Czekał przed wejściem. Ubrany w czarny garnitur spojrzał na zegarek.
- Jak zawsze punktualna – przywitał ją z bezczelnym uśmiechem.
- Trzeba przestrzegać niektórych zasad – sprostowała. Zaśmiał się.
- O wiele zabawniej jest te zasady łamać – zauważył. Znajdowali się w gustownym wnętrzu restauracji. Kelner zaprowadził ich na zarezerwowany stolik i podał karty dań. Przeglądając menu wydawali się nie zwracać na siebie nawzajem żadnej uwagi. Jednak gdy tylko złożyli zamówienie, Katherine spojrzała wrogo i z irytacją na towarzysza.
- Nie uczyli cię, że nie ładnie jest kraść? – zapytała z nieukrywaną pogardą w głosie.
- Nie… za to zawsze powtarzali, że należy walczyć o to, na czym ci zależy.
- Nie wmawiaj mi, że ci na mnie zależy. I tak w to nie uwierzę.
- Mi zależy tylko na twojej pomocy – sprecyzował.
- Jeśli nie ja, nie będziesz miał mojej pomocy.
- Dlatego proponuję układ.
- Zamieniam się w słuch – mruknęła.
- Coś za coś. Odzyskasz swoją własność, jeśli wyświadczysz mi drobną przysługę – wyciągnął z kieszeni spodni dwa przedmioty, zegarki. Jeden natychmiast rozpoznała. – Mój nie jest zdolny do przeniesień.
- Więc potrzebujesz mojego Zegara Strażników? Po cholerę wtedy mówisz mi o tym, że…
- Nie potrzebuję twojego Zegara – przerwał jej. – Na jednym nie da się przenieść dwóch osób jednocześnie. Potrzebuję własnego.
- Dobrze wiesz, że Zegarów nie da się naprawić – prychnęła z dezaprobatą. – Dziękuję – ostatnie słowo było skierowane do kelnera, który przyniósł zamówione dania, życząc przy tym smacznego.
- Wiem – potwierdził jej słowa. – Potrzebuję nowego Zegara i ty mi w tym pomożesz.
- Chcesz, żebym… - zawahała się - … pożyczyła  nieużywany Zegar od Strażników?
- Ukradła – sprecyzował.
- Nie.
- Czemu? - zdziwił się.
- To nie uczciwe.
   Zaśmiał się, ale jego wesołość nie obejmowała oczu.
- Tylko tak odzyskasz swoją własność – wskazał dłonią na drugi, należący do niej zegarek.
- Jestem pewna, że znalazłabym kilka innych sposobów – mruknęła pod nosem.
- Oboje wiemy, że się zgodzisz…
- Czemu tak sądzisz? – przerwała mu w połowie wypowiedzi. Porcelanowe talerze były już puste, więc teraz siedzieli sącząc powolnie wino.
- Bo wiem, że nie cierpisz nudów. Jak dla mnie za długo byłaś potulną marionetką Strażników… chociaż wątpię, że aż tak bardzo potulną – kąciki jego ust zadrgały. Ona również lekko się uśmiechnęła.
- Potrzebujesz tylko pomocy?
- I wsparcia – uzupełnił. – Więc się zgadzasz – nie było to pytaniem.
- Odzyskam Zegar?
- Tak.
- Nie wierzę ci - powiedziała odważnie.
- Czemu?
- Zaufania nie sprzedają w spożywczaku za rogiem.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
- Przysięgnij – zażądała.
- Przysięgam – powtórzył z trudem kryjąc rozbawienie. Dla niego słowa były jak perły rzucane na wiatr. Nieistotne. Zadziwiła go, kiedy roześmiała się zupełnie szczerze.
- Nie o taką przysięgę mi chodziło – wyjaśniła. Teraz z jego oczu zniknęły wesołe ogniki, a mięśnie twarzy napięły się w zdenerwowaniu. – Złóż przysięgę Strażniczą – szepnęła pochylając się w jego stronę. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- To wykracza poza prawa Strażników, tych obecnych, jak i byłych. To wykracza poza prawa Czasowe – syknął. Wiedziała o co mu chodzi. Przysięga Strażnicza, mimo swojej nazwy ocierała się o potęgę magii, bardzo starej i już prawie nie istniejącej magii, której uprawienie było zabronione i niebezpieczne.
- Wiem - mruknęła niezrażona.
- Nie mam wyjścia, prawda?
- Nie…
- Umiesz przeprowadzić rytuał? - zwątpił. Wiedział, że jest zdolna, ale żeby na tyle...?
- Kiedyś o tym czytałam – machnęła niedbale ręką.
- Kiedyś? Więc mogę zacząć się bać o swoje zdrowie?
- Innego wyjścia nie masz – powtórzyła jego słowa.
- A uwierzysz mi dopiero, wtedy gdy…
- Zobaczę, czy naprawdę ci zależy.
- Wątpisz, że zależy mi na zdrowiu własnego brata?! – nie krzyczał, ale jego głos zawierał tyle jadu, że aż zadrżała.
- Wątpię tylko w szczerość twoich słów – wyjaśniła. – Już kilka razy złamałeś obietnicę.
    Mężczyzna zacisnął szczęki ze zdenerwowania. Nienawidził, gdy ktoś wyciągał jego brudy z przyszłości i zawsze w takich sytuacjach tracił opanowanie.
- Kiedy będziesz gotowa przeprowadzić rytuał? – zapytał na pozór opanowanym głosem.
- Za dwa dni.
- Za późno – syknął. – Mamy mało czasu.
- Nie mów „mamy”, jeszcze się nie zgodziłam – upomniała go. – Miałbyś więcej czasu, gdybyś nie bawił się w swoje durne gierki.
- Ale z udziałem durnych gierek jest o wiele ciekawiej - uśmiechnął się przebiegle.
- Daj mi dwa dni, a będzie po sprawie.
- A może machniesz różdżką i nawet nie trzeba będzie ratować Liama – duża ilość alkoholu powoli zaczęła wpływać na jego samopoczucie.
- Tajniki magii są bardzo stare i dobrze strzeżone – prychnęła. – I jak wszystko niosą swoje konsekwencje. Poza tym nawet jeśli istniało by jakiś sposób na ściągnięcie twojego głupiego braciszka, to i tak byłby już dawno zapomniany.
- Niby czemu?
- Czarodziejów tępiono. Nikt nie wie dokładnie dlaczego, ale wiadomo, że czarna magia była o wiele bardziej rozpowszechniona.
- Coś w stylu, że zakazany owoc spakuje najlepiej? - sprecyzował.
- Dokładnie!
- Skoro czarna magia była popularniejsza od "białej", to o wiele bardziej prawdopodobne jest, że Przysięga Strażnicza jest…
- Czarno magicznym rytuałem, tak – potwierdziła jego obawy.
- Machniesz magicznym kawałkiem drewna w moją stronę i będziesz patrzeć jak smażę się w piekle?
- Nie – syknęła. – Trzeba przeprowadzić skomplikowany rytuał, z dopracowaniem każdego szczegółu, których szczerze mówiąc jest dość dużo.
     Poprosiwszy o rachunek i zapłaciwszy wyszli na dwór kierując się w stronę osiedla na którym mieszkała.
- A skąd ty znasz ten rytuał? Bo nie mogę sobie przypomnieć, żeby o zaklęciach czarno magicznych rozpisywali w podręcznikach Strażników – zainteresował się.
- Mam swoje sposoby.
- Więc do zobaczenia za dwa dni. Skontaktuje się z tobą – skręcił nagle w jedną z bocznych uliczek.
- Chwila! Zgadzasz się na przeprowadzenie rytuału? – nawet nie starała się ukryć swojego zdziwienia.
- Oczywiście –zapewnił odwracając się na chwilę w jej stronę.
- A skąd ty wiesz gdzie teraz mieszkam?
- Nie tylko ty masz „swoje sposoby” i trochę sprytu – uśmiechnął się tak bezczelnie, jak tylko on potrafił i szybko zniknął z jej pola widzenia, zostawiając za sobą tylko ciszę i pustkę.


............................................................................................................................................................. Tak więc... nikt NIE KOMENTUJE notek, oprócz kilku komentarzy pod pierwszymi rozdziałami :( Chciałabym wiedzieć, ile osób to czyta i czy jest dalszy sens pisać... Proszę o Wasze opinie, na temat tego opowiadania, pozytywne i negatywne, żebym wiedziała, co mam zmienić... Z góry dziękuję i pozdrawiam... Skrzat :*

7 komentarzy:

  1. Ja jestem, komentuję i mam zamiar komentować nadal :)
    Jak już pisałam pod którymś z wcześniejszych rozdziałów, podziwiam Cię strasznie za talent do opisów, jednak wprowadzanie dialogów, jak dla mnie, ma się odrobinę gorzej. Chodzi mi głównie o to, że jak leci cięgiem sama sucha rozmowa, to w pewnym momencie się gubię i nie do końca wiem, czyje słowa do kogo należą :P
    Ogółem masz świetny pomysł na siebie i cudny styl pisania. Czyta się naprawdę lekko, ale szczerze mówiąc dziwi mnie fakt, że nie boisz się udostępniać takiego arcydzieła literackiego ;> Nie myślałaś o tym, żeby zebrać to wszystko w jedną książkę, a następnie wydać?? Możesz być pewna, że byłabym jedną z osób, które by ją zakupiły i przeczytały <3

    Nawiązując jeszcze do aktualnego rozdziału, to wyłapałam kilka literówek, ale najbardziej rozbawiło mnie: "Dla niego słowa były jak perły rzucane na wieprze" :D Jest to kwestia jednorazowego przejrzenia tekstu, żeby było ok :) Więcej uwag w sumie nie mam.

    Wracając jeszcze do wydania książki... Masz naprawdę bardzo duży potencjał. Twoje teksty są bardzo bogate i dojrzałe, z czego wnioskuję, że z pewnością masz więcej niż siedemnaście lat, ale mogę się mylić :P

    Nie będę Ci tu więcej marudzić, chcę tylko jeszcze dopowiedzieć, że mam zamiar dodać Twój blog zarówno do obserwowanych jak i czytanych. Jeżeli chcesz, zapraszam do tego samego :)

    Pozdrawiam i do napisania,
    DiaMent.

    PS ale się rozpisałam :o :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahahaha.... Nie no z krzesła spadłam, jak mi napisałaś, że mam 17 lat... Hahahahahah... Chwila, zaraz się uspokoję........
    Ok, wracając do tematu :) do siedemnastki to mi jeszcze trochę brakuje, bo w tym roku skończę dopiero 14 lat...
    Ale mniejsza z tym ;)
    Wiem, że dialogi idą mi gorzej od opisów :( muszę sobie poćwiczyć ich pisanie... Co do literówek, to również jestem ich świadoma, ale czasami nawet czytając kilka razy, nie jestem w stanie ich wychwycić i często mylą mi się języki :(
    (Jestem dziećkiem dwujęzycznym)
    Dziękuję za skomentowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę masz 14 lat? ;oooooooo
      No nie, teraz to ja spadnę z krzesła xd
      Dziewczyno, skoro Ty już w tym wieku tworzysz takie teksty, to ja już sobie wyobrażam co będzie za te kilka lat jak już dobijesz do 17-18 <3
      Mam nadzieję, że poinformujesz o wydanej książce :D

      Pozdrawiam ;)

      PS jaki jest Twój drugi język? ;)

      Usuń
    2. Na serio mam 14 lat :)
      A moim drugim językiem jest rosyjski!

      Usuń
    3. Boże, jak bardzo chciałabym umieć ten język!
      Uczę się pokrewnego- Ukraińskiego :P

      No nic, nie będę szerzyć Ci tu spamu. Może za jakiś czas powymieniamy się numerami gg i będzie szansa na rozmowę ;)

      Weny! <3

      Usuń
  3. No, no, no... Zaczyna się robić na prawdę ciekawie. Rozumiem, że poprzednie rozdziały były tylko wprowadzeniem do historii właściwej. Masz na prawdę duży talent do opisów, jednak zgadzam się z Dia Ment, że dialogi idą Ci trochę gorzej.
    Widzę, że, podobnie jak ja, na razie wolisz nie wyjaśniać wszystkiego. A może to tylko mój zmęczony mózg nie ogarnia całego tekstu :)
    Więc co mogę jeszcze napisać? Jestem zaintrygowana tym pomysłem z układem i jak najbardziej ciekawa natury Przysięgi. Ale, jako że Kath sama dokładnie nie wie, czy to czarna magia, zakładam, że będę mogła tylko zgadywać :)
    Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa pod moimi notatkami i za to, że zawsze jesteś pierwsza :)
    pakuti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam opis bohaterów... i w moim mózgu coś zaskoczyło! Chyba na prawdę byłam wtedy zmęczona :) Teraz już spokojnie orientuję się co i jak ;)

      Usuń