Przed Wami rozdział siódmy historii Strażników Czasu... Wyszedł mi naprawdę długi, bo prawie na całe 9 (!!!) stron w Wordzie. Mam nadzieję, że nowa notka przypadnie Wan do gustu ;) Resztę mojej gadaniny zaoszczędzę Wam na koniec :*
...............................................................................................................................................
„[…]Czemu ty się, zła godzino
Z
niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a
więc musisz minąć,
Miniesz –a
więc to jest piękne[…]”
~ Wisława
Szymborska „Nic dwa razy”
Wróciła do domu około 22. Musiała zadbać o
to, by nikt oprócz przechodniów i mieszkańców
osiedla jej nie zauważył. W mieszkaniu Philipa spędzała jedynie noc, by jeszcze
przed świtem zniknąć na jednej z wielu Londyńskich uliczek. Tego dnia pogoda
nie rozpieszczała. Pomimo, że był początek lata trzeba było skrupulatnie omijać
liczne kałuże.
Szczelnie zamknęła za sobą drzwi i
włączyła światła w holu. Cisza i pustka przytłaczały swoim nadmiarem. Przeszła
do salonu ze zdziwieniem stwierdzając, że poduszki na sofie leżą zupełnie
inaczej, niż ostatnim razem. Czyżby niedopatrzenie strażników? Na niskiej
komodzie telewizora leżała niewielka, zgięta na pół kartka w kolorze niezwykle
podobnego do koloru szafki beżu. Nic więc dziwnego, że nie była w stanie jej
zauważyć i w słodkiej niewiedzy ruszyła oddać się ramionom Morfeusza.
***
Siedział na wysokim stołku w barze.
Powietrze wypełniał dym papierosowy i drażniący nozdrza zapach alkoholu. W
półmroku dawało się dostrzec poszczególne twarze. Czekał na nią, a raczej miał
nadzieję, że się pojawi. Nie zostawił na zapisce numeru telefonu na wypadek,
gdyby kartka trafiła w cudze ręce. Nie pojawiła się tam również data spotkania.
Tylko godzina i miejsce. Liczył, że jeszcze pamiętała jego charakter pisma.
Minuty leniwie przeistaczały się w kwadranse. Zaklął pod nosem i zamówił
kieliszek whisky. Minęły już cztery wieczory, a ona się nie pojawiła. Za każdym
razem gdy przez otwarte drzwi do środka wślizgiwał się podmuch świeżego
powietrza, odwracał twarz ku wejściu w nadziei, że przyszła. Ale bar z czasem
zapełniał się ludźmi. Tu zbierali się wszyscy. Młodzi, w średnim wieku,
rzadziej emeryci, ale i takie wyjątki się zdarzały. Jej ciągle nie było...
Miejsce obok niego zajęła jakaś
brunetka. Zupełnie od niechcenia rzucił okiem na jej twarz, nieświadomie
szukając podobieństw do tej, na którą czeka. Nie dopatrzył się niczego
szczególnego, więc przeniósł wzrok na inną. I tak toczyło się już czwarty
wieczór. Jej ciągle nie było…
***
Na dół zbiegła w niezwykłym pośpiechu.
Dziś obudziła się o godzinę za późno. Praktycznie w biegu założyła sandały.
Później wzięła z oparcia kanapy lekki płaszcz, na wypadek deszczu, nieświadomie
zdmuchując kawałek papieru z komody. Zamykając drzwi wyszła na dwór i, by nie
robić podejrzeń, spokojnie ruszyła w stronę skrzyżowania. Wiatr rozwiał jej
włosy z ramion na plecy. Oczy zmuszona
była przymrużyć, przez świecące jasno słońce. Pogoda dopisywała. Nie panował
niemożliwy do wytrzymania upał, ani tak częsty w Anglii ulewny deszcz.
Zastanawiała się ile jeszcze przyjdzie jej
tak łazić. Tydzień? Miesiąc, czy może jeszcze więcej? W istocie nie
przeszkadzał jej taki tryb życia. Wczesne pobudki były dla niej normalnością,
rutyną. Jedyne czego jej brakowało, to pracy i jakichś informacji, nowości.
Nienawidziła bezczynności… i niepoinformowania. Z tęsknotą popatrzyła na
niewielki zegarek, który nawlekła na dłuższy łańcuszek tak, by służył za
naszyjnik. W miejscu pola z najbliższym, istotnym dla niej wydarzeniem, widniały złote litery układające
się w słowa : Początek Szkolenia
Strażników. na moment wydawało jej się, że niektóre litery znikają,
przestawiają się, lub są zastępowane. Słowo „Kradzież”
wyświetliło się na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by zdążyła je przeczytać.
Mrugnęła, a na tarczy zegara ponownie zagościły trzy, tak dobrze znane jej
wyrazy. Uznała, że nagła i niespotykana zmiana na Zegarze Strażników, była wyłącznie
jej wybujałą fantazją, przywidzeniem.
***
Nie dopiwszy jeszcze whisky z kieliszka,
zamówił kolejny drink. Nie wiedział już, czy przychodzi tu by na nią czekać,
czy z czystego przyzwyczajenia. Nie miał zbytnio gdzie się podziać, a półmrok
nie dawał poznać nikomu jego twarzy, tak dobrze, jak dudniąca muzyka utrudni
każdemu zidentyfikowanie głosu.
- Jak długo czekałeś? – na chwilę
znieruchomiał. Znał ten ton, lawendowy zapach perfum, który niczym nie pasował
do tego miejsca. Przed nim postawiono kieliszek wypełniony biało-kremową
cieczą. Wypił jego zawartość za jednym razem. Po chwili pierwszy raz od lat
spojrzał na jej twarz. Niewątpliwie zmieniła się od tamtego czasu i to
diametralnie. Włosy przystrzyżone dawniej na wysokości uszu, zawsze starannie
wyprostowane, teraz sięgały ramion wijąc się w licznych sprężynkach. Oczy
ściemniały trochę, przybierając barwę wiosennego nieba, a nie błękitnej
szarości, jak to w przeszłości określał. Siedziała przyglądając się jego lekko
zapadniętym policzkom, cieniom pod oczami i nielicznych, drobnym ranom
zdobiących zmęczoną twarz.
- Długo – odpowiedział na jej
pytanie, po chwili przyglądania się sobie nawzajem.
- Następnym razem zostawiaj
wiadomości w bardziej widocznych miejscach – zauważyła, przeglądając
jednocześnie szeroki wybór alkoholi. Zdecydowawszy się na mojito, przeniosła
wzrok na swojego towarzysza. – Miałeś jakiś ważniejszy powód? Chciałabym się
wyspać, przed ponowną ucieczką.
- Ty i ucieczka? – mruknął. –
Jakie to do ciebie niepodobne…
- Do ciebie niepodobne jest
chowanie się po barach! – warknęła.
- Każdy kiedyś musi stchórzyć – stwierdził,
doskonale wiedząc, że to tylko bardziej zirytuje Katherine. Jedną ręką objął
jej ramiona. Wypity wcześniej alkohol zdecydowanie poprawił mu humor i dodał
odwagi.
- Czego ty ode mnie chcesz? –
syknęła mu do ucha, sekundę później zrzucając jego rękę z lewego ramienia.
- Wcześniej byłaś bardziej…
domyślna – zacmokał z dezaprobatą.
- Wcześniej nie wyglądałeś jak po
ucieczce z więzienia.
- Ja nie wyglądam, jak po
ucieczce z więzienia. Ja z niego uciekłem! - zauważył.
- Na jedno wychodzi – powiedziała
zdenerwowana jego nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością, by pić tyle od kilku
dni.
Na blacie wylądowała wyrwana z gazety kartka.
Spojrzała z ciekawością na mężczyznę, później przeniosła wzrok na wycinek. Duża
czcionka, czarne litery i niewątpliwie pierwsza strona. „Zatrzymany” krzyczał zdobiony licznymi wykrzyknikami nagłówek. Pod
nim umieszczono czarno-białe zdjęcie młodego mężczyzny zakutego w więzienne
kajdany. Nie wyrywał się, nie krzyczał. Stał spokojnie, z nieodgadnionym
wyrazem twarzy i pustymi oczami. Pod zdjęciem podpis: Liam Antonii Dervendu, zatrzymany za niedostosowanie się do Kodeksu Przeniesień czasowych. Dalej
widniał długi artykuł, oczerniający całą rodzinę więźnia, jak i samego
zatrzymanego. Jej uwadze nie uszło, że tekst został skrupulatnie objęty cenzurą
i w większości skupiał się na sytuacji w rodzinie Dervendu. Doszedłszy do końca
artykułu, zawiesiła wzrok na zdjęciu.
- „Liam Dervendu wraz z bratem
dokonywali Przeniesień Czasowych w sposób przeczący Kodeksowi Przestrzegania
Przeniesień Czasowych. Konsekwencje ich czynów wyznaczy sam H. Gerbung…” –
zacytował matowym, ale całkiem trzeźwym głosem jej towarzysz.
- Czego chcesz ode mnie? - zapytała lekko poirytowana.
- Cenzurowane – udawał, że jej
nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. –Tchórze.
- No patrz… uczeń zawsze
upodobnia się do nauczyciela – zauważyła sprytnie i z niesmakiem.
- Uratuję go – powiedział.
Katherine wydawało się to obietnicą, nie słowami puszczanymi na wiatr.
- Niedługo nie będzie czego
ratować. Oni załatwią to szybko, sprawnie i bez rozgłosu. A ty to wiesz
doskonale.
- Doskonale… - powtórzył jej
słowa. – Zazwyczaj kto inny był doskonały, pamiętasz?
Nie odpowiedziała. Pokiwała głową i odwróciła wzrok.
- Nie uda ci się – powiedziała.
-Zawsze się udawało.
- Głupi ma szczęście - mruknęła niechętnie.
- Cholerne zboczenie rodzinne –
zaśmiał się. Ona też.
- Niektórzy tego szczęścia nie
mają – spoważniała. – Wiesz, że masz mało czasu.
- Wiem – potwierdził, chociaż nie
było to pytanie. – Mamy mało czasu.
- Mamy? A więc tego ode mnie
oczekujesz? - zdziwiła się.
- Zgada się.
- Może mnie zastąpić ktokolwiek.
- Nieprawda. Jedyna żyjąca
Strażniczka, nie znalazłbym nikogo lepszego – zapewnił ją. Odpowiedziała
milczeniem. Dlatego kontynuował. – Oboje wiemy, że dasz radę.
- To niemożliwe. Ich bariery są
nie do przebicia.
- Kto powiedział, że bariery
trzeba łamać?
- Niektóre słowa lepiej
przemilczeć - dopiła drink.
- Nawet jeśli, co mi przyjdzie z
milczenia?
- Nie lubisz bezinteresowności.
- Nienawidzę. Ty też - powiedział uważnie przyglądając się jej twarzy.
- Nie zaprzeczę.
- Bo nie masz czego.
Kiwnęła głową. Przez kilkanaście sekund
mierzyli się wrogimi niemal spojrzeniami.
-Nic nas nie łączy– powiedziała.
- Znamy się na wylot.
- To nie to samo.
- "Najlepsza współpraca, to ta
która nie jest oparta na uczuciach" - zacytował.
- Ciekawe, że jeszcze pamiętasz
nauki Strażników. Już dawno nim nie jesteś.
- Zgadza się. A od jak dawna ty
nie jesteś Strażniczką? – prowokował ją dalej.
Chciała zaprzeczyć, ale nie była w
stanie. Ręka automatycznie powędrowała w stronę kieszeni kurtki, ale została
szybko zatrzymana przez jej towarzysza.
- Nie tutaj! – syknął. – Proponuję
ci układ.
- Nie wchodzę w żadne układy –
wyrwała nadgarstek z uścisku.
- Od kiedy?
- Od kiedy wiem jak kruche jest
zaufanie przeciętnego człowieka.
- Żaden Strażnik nie jest
człowiekiem, nawet ten były - zauważył sprytnie.
- Prawda, ale…
- Przyznaj, że nie masz już
argumentów.
- Wcale ich nie miałam –
popatrzył na nią zdziwiony. Tego nie oczekiwał. Nie była już tą samą kobietą.
Stała się bardziej potulna i łatwiejsza do przekonania. Ale cięty język
pozostał.
- Więc się zgadzasz?
- Nie.
- Czemu?
- Stawka - mruknęła.
- Nie jest za niska.
- Ani za wysoka – uzupełniła.
- I to ci się nie podoba? To
przeczące wszystkim zasadom.
- Jak ty masz zamiar dokonać…
cokolwiek?
- Zawsze się znajdzie jakiś
sposób. Już ja o to zadbam zapewnił.
- Pewność siebie nie jednego już
zabiła.
- Do diabła ze śmiercią – w jego
głosie nie było wściekłości. Był opanowany i spokojny, cierpliwy.
- Nawet jeśli…
- Tak, czy nie? – przerwał.
- Zależy o co prosisz.
Sięgnął po kolejną szklankę alkoholu.
Opanowanie powolnie z niego uchodziło, a ona to widziała i o to chodziło. Miał
ubrać swoją prośbę w słowa, inaczej niczego nie mogła być pewna.
- Potrzebuję pomocy, wsparcia.
- Jedno różni się od drugiego.
Czego dokładnie chcesz.
- Pomocy i wsparcia – powtórzył.
– Tak, czy nie?
- Jest jakaś trzecia odpowiedź?
- Nie.
- Więc nie - zawyrokowała płacąc za wypity alkohol.
Miała zamiar wyjść z baru i ruszyć w
kierunku domu Philipa. Wstając poczuła jego dłoń na ramieniu. Zatrzymała się,
ale nie odwróciła. Słuchała.
-Jesteś pewna, że nie będziesz
żałować? - dopytywał się.
- "Nigdy nie można być pewnym."
- Nie tylko ja pamiętam nauki
Strażników – uśmiechnął się, ale ona nie mogła tego zauważyć.
- Niektórych rzeczy się nie
zapomina – poczuła jak jego ręka zsuwa się na talię.
- Na przyszłość… nie filozofuj
tak dużo - pouczył ją zapierając dłoń.
Tym razem ona się uśmiechnęła. Ruszyła w
stronę drzwi wyjściowych. Opuściła bar nie zatrzymywana więcej. W zadymionym
wnętrzu zostawiła kiedyś tak bliskiego jej mężczyznę. Nie mogła teraz zobaczyć
jego uśmiechu kota, który właśnie dostał całą miskę śmietanki, ani drwiącego
błysku w oku. Już miał ją w garści, ale ona jeszcze o tym nie wiedziała…
***
„
Naturalnie, nie mógł przeczytać, co tam było napisane, ale wiedział: bitwa.
Jak to miło
z ich strony. Zamawia, a oni dostarczają.”
~ Orson Scott Card
„Gra Endera”
Zakładając marynarkę przeklinała w duchu
swoją głupotę i lekkomyślność. Jak mogła być taka naiwna?! Jak mogła stracić
czujność?! Wzięła jeszcze do ręki niewielką torebkę i wyszła stukając obcasami
o drewniane panele. Stojąc za zamkniętymi drzwiami schowała klucze i ponownie
spojrzała na małą kartkę. "23:00 Moner
Montrouse Odważysz się?" Zaklęła pod nosem i ruszyła w stronę restauracji
oddalanej niewiele od domu Philipa. W głowie ciągle powtarzała sobie treść
liściku, który niemalże ociekał kpiną.
Czekał przed wejściem. Ubrany w czarny
garnitur spojrzał na zegarek.
- Jak zawsze punktualna –
przywitał ją z bezczelnym uśmiechem.
- Trzeba przestrzegać niektórych
zasad – sprostowała. Zaśmiał się.
- O wiele zabawniej jest te
zasady łamać – zauważył. Znajdowali się w gustownym wnętrzu restauracji. Kelner
zaprowadził ich na zarezerwowany stolik i podał karty dań. Przeglądając menu
wydawali się nie zwracać na siebie nawzajem żadnej uwagi. Jednak gdy tylko
złożyli zamówienie, Katherine spojrzała wrogo i z irytacją na towarzysza.
- Nie uczyli cię, że nie ładnie
jest kraść? – zapytała z nieukrywaną pogardą w głosie.
- Nie… za to zawsze powtarzali,
że należy walczyć o to, na czym ci zależy.
- Nie wmawiaj mi, że ci na mnie
zależy. I tak w to nie uwierzę.
- Mi zależy tylko na twojej
pomocy – sprecyzował.
- Jeśli nie ja, nie będziesz miał
mojej pomocy.
- Dlatego proponuję układ.
- Zamieniam się w słuch –
mruknęła.
- Coś za coś. Odzyskasz swoją
własność, jeśli wyświadczysz mi drobną przysługę – wyciągnął z kieszeni spodni
dwa przedmioty, zegarki. Jeden natychmiast rozpoznała. – Mój nie jest zdolny do
przeniesień.
- Więc potrzebujesz mojego Zegara
Strażników? Po cholerę wtedy mówisz mi o tym, że…
- Nie potrzebuję twojego Zegara –
przerwał jej. – Na jednym nie da się przenieść dwóch osób jednocześnie.
Potrzebuję własnego.
- Dobrze wiesz, że Zegarów nie da
się naprawić – prychnęła z dezaprobatą. – Dziękuję – ostatnie słowo było
skierowane do kelnera, który przyniósł zamówione dania, życząc przy tym
smacznego.
- Wiem – potwierdził jej słowa. –
Potrzebuję nowego Zegara i ty mi w tym pomożesz.
- Chcesz, żebym… - zawahała się -
… pożyczyła nieużywany Zegar od
Strażników?
- Ukradła – sprecyzował.
- Nie.
- Czemu? - zdziwił się.
- To nie uczciwe.
Zaśmiał się, ale jego wesołość nie obejmowała oczu.
- Tylko tak odzyskasz swoją
własność – wskazał dłonią na drugi, należący do niej zegarek.
- Jestem pewna, że znalazłabym
kilka innych sposobów – mruknęła pod nosem.
- Oboje wiemy, że się zgodzisz…
- Czemu tak sądzisz? – przerwała
mu w połowie wypowiedzi. Porcelanowe talerze były już puste, więc teraz
siedzieli sącząc powolnie wino.
- Bo wiem, że nie cierpisz nudów.
Jak dla mnie za długo byłaś potulną marionetką Strażników… chociaż wątpię, że aż tak bardzo potulną – kąciki jego ust zadrgały. Ona również lekko się uśmiechnęła.
- Potrzebujesz tylko pomocy?
- I wsparcia – uzupełnił. – Więc
się zgadzasz – nie było to pytaniem.
- Odzyskam Zegar?
- Tak.
- Nie wierzę ci - powiedziała odważnie.
- Czemu?
- Zaufania nie sprzedają w
spożywczaku za rogiem.
- Co mam zrobić, żebyś mi
uwierzyła?
- Przysięgnij – zażądała.
- Przysięgam – powtórzył z trudem
kryjąc rozbawienie. Dla niego słowa były jak perły rzucane na wiatr.
Nieistotne. Zadziwiła go, kiedy roześmiała się zupełnie szczerze.
- Nie o taką przysięgę mi
chodziło – wyjaśniła. Teraz z jego oczu zniknęły wesołe ogniki, a mięśnie
twarzy napięły się w zdenerwowaniu. – Złóż przysięgę Strażniczą – szepnęła
pochylając się w jego stronę. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- To wykracza poza prawa
Strażników, tych obecnych, jak i byłych. To wykracza poza prawa Czasowe –
syknął. Wiedziała o co mu chodzi. Przysięga Strażnicza, mimo swojej nazwy
ocierała się o potęgę magii, bardzo starej i już prawie nie istniejącej magii,
której uprawienie było zabronione i niebezpieczne.
- Wiem - mruknęła niezrażona.
- Nie mam wyjścia, prawda?
- Nie…
- Umiesz przeprowadzić rytuał? - zwątpił. Wiedział, że jest zdolna, ale żeby na tyle...?
- Kiedyś o tym czytałam –
machnęła niedbale ręką.
- Kiedyś? Więc mogę zacząć się
bać o swoje zdrowie?
- Innego wyjścia nie masz –
powtórzyła jego słowa.
- A uwierzysz mi dopiero, wtedy
gdy…
- Zobaczę, czy naprawdę ci
zależy.
- Wątpisz, że zależy mi na
zdrowiu własnego brata?! – nie krzyczał, ale jego głos zawierał tyle jadu, że
aż zadrżała.
- Wątpię tylko w szczerość twoich
słów – wyjaśniła. – Już kilka razy złamałeś obietnicę.
Mężczyzna zacisnął szczęki ze
zdenerwowania. Nienawidził, gdy ktoś wyciągał jego brudy z przyszłości i zawsze
w takich sytuacjach tracił opanowanie.
- Kiedy będziesz gotowa
przeprowadzić rytuał? – zapytał na pozór opanowanym głosem.
- Za dwa dni.
- Za późno – syknął. – Mamy mało
czasu.
- Nie mów „mamy”, jeszcze się nie
zgodziłam – upomniała go. – Miałbyś więcej czasu, gdybyś nie bawił się w swoje
durne gierki.
- Ale z udziałem durnych gierek
jest o wiele ciekawiej - uśmiechnął się przebiegle.
- Daj mi dwa dni, a będzie po
sprawie.
- A może machniesz różdżką i
nawet nie trzeba będzie ratować Liama – duża ilość alkoholu powoli zaczęła
wpływać na jego samopoczucie.
- Tajniki magii są bardzo stare i
dobrze strzeżone – prychnęła. – I jak wszystko niosą swoje konsekwencje. Poza
tym nawet jeśli istniało by jakiś sposób na ściągnięcie twojego głupiego
braciszka, to i tak byłby już dawno zapomniany.
- Niby czemu?
- Czarodziejów tępiono. Nikt nie
wie dokładnie dlaczego, ale wiadomo, że czarna magia była o wiele bardziej
rozpowszechniona.
- Coś w stylu, że zakazany owoc
spakuje najlepiej? - sprecyzował.
- Dokładnie!
- Skoro czarna magia była popularniejsza
od "białej", to o wiele bardziej prawdopodobne jest, że Przysięga Strażnicza
jest…
- Czarno magicznym rytuałem, tak
– potwierdziła jego obawy.
- Machniesz magicznym kawałkiem
drewna w moją stronę i będziesz patrzeć jak smażę się w piekle?
- Nie – syknęła. – Trzeba
przeprowadzić skomplikowany rytuał, z dopracowaniem każdego szczegółu, których
szczerze mówiąc jest dość dużo.
Poprosiwszy o rachunek i zapłaciwszy
wyszli na dwór kierując się w stronę osiedla na którym mieszkała.
- A skąd ty znasz ten rytuał? Bo
nie mogę sobie przypomnieć, żeby o zaklęciach czarno magicznych rozpisywali w
podręcznikach Strażników – zainteresował się.
- Mam swoje sposoby.
- Więc do zobaczenia za dwa dni.
Skontaktuje się z tobą – skręcił nagle w jedną z bocznych uliczek.
- Chwila! Zgadzasz się na
przeprowadzenie rytuału? – nawet nie starała się ukryć swojego zdziwienia.
- Oczywiście –zapewnił odwracając
się na chwilę w jej stronę.
- A skąd ty wiesz gdzie teraz
mieszkam?
- Nie tylko ty masz „swoje
sposoby” i trochę sprytu – uśmiechnął się tak bezczelnie, jak tylko on potrafił
i szybko zniknął z jej pola widzenia, zostawiając za sobą tylko ciszę i pustkę.
Ja jestem, komentuję i mam zamiar komentować nadal :)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam pod którymś z wcześniejszych rozdziałów, podziwiam Cię strasznie za talent do opisów, jednak wprowadzanie dialogów, jak dla mnie, ma się odrobinę gorzej. Chodzi mi głównie o to, że jak leci cięgiem sama sucha rozmowa, to w pewnym momencie się gubię i nie do końca wiem, czyje słowa do kogo należą :P
Ogółem masz świetny pomysł na siebie i cudny styl pisania. Czyta się naprawdę lekko, ale szczerze mówiąc dziwi mnie fakt, że nie boisz się udostępniać takiego arcydzieła literackiego ;> Nie myślałaś o tym, żeby zebrać to wszystko w jedną książkę, a następnie wydać?? Możesz być pewna, że byłabym jedną z osób, które by ją zakupiły i przeczytały <3
Nawiązując jeszcze do aktualnego rozdziału, to wyłapałam kilka literówek, ale najbardziej rozbawiło mnie: "Dla niego słowa były jak perły rzucane na wieprze" :D Jest to kwestia jednorazowego przejrzenia tekstu, żeby było ok :) Więcej uwag w sumie nie mam.
Wracając jeszcze do wydania książki... Masz naprawdę bardzo duży potencjał. Twoje teksty są bardzo bogate i dojrzałe, z czego wnioskuję, że z pewnością masz więcej niż siedemnaście lat, ale mogę się mylić :P
Nie będę Ci tu więcej marudzić, chcę tylko jeszcze dopowiedzieć, że mam zamiar dodać Twój blog zarówno do obserwowanych jak i czytanych. Jeżeli chcesz, zapraszam do tego samego :)
Pozdrawiam i do napisania,
DiaMent.
PS ale się rozpisałam :o :D
Hahahahahahaha.... Nie no z krzesła spadłam, jak mi napisałaś, że mam 17 lat... Hahahahahah... Chwila, zaraz się uspokoję........
OdpowiedzUsuńOk, wracając do tematu :) do siedemnastki to mi jeszcze trochę brakuje, bo w tym roku skończę dopiero 14 lat...
Ale mniejsza z tym ;)
Wiem, że dialogi idą mi gorzej od opisów :( muszę sobie poćwiczyć ich pisanie... Co do literówek, to również jestem ich świadoma, ale czasami nawet czytając kilka razy, nie jestem w stanie ich wychwycić i często mylą mi się języki :(
(Jestem dziećkiem dwujęzycznym)
Dziękuję za skomentowanie ;)
Naprawdę masz 14 lat? ;oooooooo
UsuńNo nie, teraz to ja spadnę z krzesła xd
Dziewczyno, skoro Ty już w tym wieku tworzysz takie teksty, to ja już sobie wyobrażam co będzie za te kilka lat jak już dobijesz do 17-18 <3
Mam nadzieję, że poinformujesz o wydanej książce :D
Pozdrawiam ;)
PS jaki jest Twój drugi język? ;)
Na serio mam 14 lat :)
UsuńA moim drugim językiem jest rosyjski!
Boże, jak bardzo chciałabym umieć ten język!
UsuńUczę się pokrewnego- Ukraińskiego :P
No nic, nie będę szerzyć Ci tu spamu. Może za jakiś czas powymieniamy się numerami gg i będzie szansa na rozmowę ;)
Weny! <3
No, no, no... Zaczyna się robić na prawdę ciekawie. Rozumiem, że poprzednie rozdziały były tylko wprowadzeniem do historii właściwej. Masz na prawdę duży talent do opisów, jednak zgadzam się z Dia Ment, że dialogi idą Ci trochę gorzej.
OdpowiedzUsuńWidzę, że, podobnie jak ja, na razie wolisz nie wyjaśniać wszystkiego. A może to tylko mój zmęczony mózg nie ogarnia całego tekstu :)
Więc co mogę jeszcze napisać? Jestem zaintrygowana tym pomysłem z układem i jak najbardziej ciekawa natury Przysięgi. Ale, jako że Kath sama dokładnie nie wie, czy to czarna magia, zakładam, że będę mogła tylko zgadywać :)
Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa pod moimi notatkami i za to, że zawsze jesteś pierwsza :)
pakuti
Przeczytałam opis bohaterów... i w moim mózgu coś zaskoczyło! Chyba na prawdę byłam wtedy zmęczona :) Teraz już spokojnie orientuję się co i jak ;)
Usuń