TYDZIEŃ MINIATUREK

Wszystkie siedem miniaturek z całego tygodnia przenoszę tutaj... nie chcę żeby zbytnio wybijały z rytmu czytania "Strażników Czasu" :)



MINIATURKA I
"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy je się dzieli"

    Podobno Szczęście nie istnieje. Jest to tylko zbiór reakcji zachodzących w naszym mózgu. Krótka chwila, nie wiele dłuższa, od mrugnięcia okiem. Mimo wszystko za poprawne uważane jest twierdzenie, że możemy doświadczyć radości, wściekłości, bólu, czy złości. Ale nie Szczęścia.     Jednak patrząc na ten temat przez pryzmat  codziennych doświadczeń, wielu z nas jest w stanie potwierdzić fakt, iż zasmakowali Szczęścia. Pytanie kluczowe: "Czym ono jest?"
    Nadal nie stworzono definicję szczęścia. Dążąc starym przyzwyczajeniem stwierdzono, że nie istnieje. Przecież to, czego nie widać, nie słychać, nie można dotknąć, lub nie da się wyjaśnić w słowach nie istnieje, a przynajmniej nie powinno. A jednak tak nie jest.
      Mimo pozorów istnieje niezliczona ilość pojęć i wyrażeń, które nie obejmują wymienionej wyżej reguły. Naprawdę! Nawet te najprostsze, wydawałoby się banalne przedmioty, które są znane każdemu z nas. Jednak to, że owe pojęcia my rozumiemy, nie oznacza, że ktoś inny zrozumie.
    Dla przykładu... Wyobraźcie sobie, że macie za zadanie wyjaśnić przybyszowi z przeszłości, jak działa choćby ramka na zdjęcia. Oczywiście czysto teoretycznie.. Przecież podróży w czasie nie da się wyjaśnić naukowo.
    Udało się? Gratulacje!!! Jestem z Ciebie dumna... A ty cieszysz się sukcesem, jesteś szczęśliwy.
    Nagle tajemniczy podróżnik kalendarza, jak już zdążyłeś go nazwać, interesuje się tym nieznanym mu słowem, którego użyłeś do opisania swoich odczuć.
     "Szczęście?" - pyta z nieudawanym zdziwieniem. Czym jest owe szczęście, co? Już otwierasz usta, by wyjaśnić tak banalne pojęcie, ale nie mówisz ani słowa.
    Szczęście? - to to uczucie, kiedy widzisz bliską swojemu sercu osobę, po długiej, lub też nie, chwili rozłąki. Albo, jak po spacerze w zimowej porze wracasz do ciepłego domu z zamarźniętym nosem i wreszcie znajdujesz ciepło. To jest to przyjemne uczucie wokół serca. To samo, które powoduje uśmiech na twarz, nawet w najbardziej ponury dzień.
    Ale przecież Szczęście nie istnieje!
     Przyjemne ciepło wokół serca nazywamy Miłością, której istnienia niektórzy nie są pewni. uśmiech jest zpowodowany tęsknotą. A powrót do domu z mroźnego dworu to ulga, a nie Szczęście.
     Nieznajomy przybysz z przeszłością stoi i czeka. Jego czoło jest zmarszczone, a oczy płoną zaciekawieniem.
    I nagle zaskoczenie!
    Szczęście może nie istnieć  dla setaki,  nawet tysięcy ludzi... Ale nie dla mnie, nie dla Ciebie.
    My wierzymy w radość, szczerość, uśmiech, miłość, przyjaźń, tęsknotę, ambicje, chęć walki, siłę, która drzemie w każdym z nas!
     Bo właśnie taką niepowtarzalną mieszanką jest Szczęście.

***


MINIATURKA II
"Człowiek rodzi się wolny, ale później zewsząd krępują go łańcuchy"
***

      Kiedyś – nie pytajcie „kiedy”, bo ten dzień już dawno wymazałam z pamięci, ktoś – nie pytajcie „kto”, bo nie mogę mieć pewności co do realiów jego istnienia, powiedział mi „czerp przyjemność z każdej chwili, bo wątpliwe jest, żeby się kiedykolwiek powtórzyła”. Teraz – kiedy wydaje mi się, że minęło co najmniej kilka lat odkąd usłyszałam te słowa zastanawiam się nad ich prawdziwością. Tak, dopiero teraz, kiedy chwil, którymi mogłam się cieszyć minęło około kilku tysięcy.
     Dopiero teraz zastanawiam się, czy kiedykolwiek zastosowałam się do rady. Odpowiedź „może” wydaje się równie absurdalna co „tak”, ale czy to oznacza, że nie może być odpowiedzią? Chciałabym, by ten człowiek był tu przy mnie i doradził. we wspomnieniach wydawał się całkiem miły, a w wysoki poziomie jego inteligencji nie można było wątpić.
     Dokładnie teraz przyszedł czas na pytanie: „czy on był człowiekiem?”. Bo myśląc trzeźwo dochodzę do wniosku, że równie dobrze mógł być senną marą, bujnym wytworem wyobraźni. Czy ludzie o tak nienagannym charakterze stąpali jeszcze po kuli ziemskiej? Cóż… limit czasu na zadawanie tego typu pytań upłynął dawno, gdyż zamiast zając się szukaniem odpowiedzi uparcie tkwię przy stawianiu niewiadomych.
    „Jak opisać uczucie pewności, że ktoś będzie pamiętać?” – kolejny x mojej głowy. Problem w tym, że w tym wypadku jest on równy zeru. A co mi przyjdzie z niczego? Przecież jeszcze jestem czystym materialistą. Lubię czerpać korzyści ze wszystkiego.
    W wyniku czego nawet teraz – kiedy chyba jestem w trakcie umierania, próbuje znaleźć w tym coś, co przemówi na moją korzyść i muszę się zawieść. Sytuacja nie ma żadnych plusów, nic nie zyskuję. Tylko tracę. Może moje życie nie jest zbyt wartościowe, ale to zawsze coś do stracenia…
***
     Śmierć. Znasz to dziwne uczucie? Wątpię. Ciało powoli zapada się w ciemność, nawet nie próbując szukać drogi ucieczki. Każdą kończynę przeszywa nagły ból… i równie nagle znika. Przed oczami jest coraz ciemniej i nic nie możesz na to poradzić. Później, kiedy już myślisz, że wyzionąłeś ducha okazuje się, iż nadal słyszysz, choć zmysł dotyku jest znacznie osłabiony.
    To był mój kolejny problem – mogłam, ale nie słyszałam. Nade mną nie stali załamani rodzice, zrozpaczeni przyjaciele, czy choćby zadowoleni wrogowie. I nawet świadomość, że ktoś będzie pamiętał nie pomaga z prostej przyczyny – nikt pamiętał nie będzie.
***
       Dopiero wtedy przypominam sobie jego słowa: mi „czerp przyjemność z każdej chwili, bo wątpliwe jest, żeby się kiedykolwiek powtórzyła”. Pytanie: „czy czerpałam?” wydaje się bezsensowne, bo czy ktokolwiek je usłyszy? Ja nie będę już miała sposobności do znalezienia odpowiedzi.
      Dopiero wtedy wspomnienia wracają. Ze zdwojoną siłą. Może nie wszystkie radosne i kolorowe, ale znaczne ich część nie jest w opłakanym stanie. Niektóre mocno ocenzurowane, ale to nie czyni ich przeciwieństwem wspomnień.
     Nie jestem pewna, ale chyba się uśmiechnęłam.
    Teraz ze szczerością mogę powiedzieć, że „może” czerpałam przyjemność z każdej chwili.
    Bo nie zawsze. A pamiątki pozostają po wszystkim.
***

MINIATURKA III


"Nie bój się cieni, one świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło."


     Już dawno przekroczyli dozwoloną prędkość. Droga była opustoszała, więc nie musieli martwić się o inne auta. Kierowca zgrabnie omijał liczne dziury w rozgrzanym na skwarnym słońcu asfalcie. Radio zostało wyłączone jeszcze przy granicy miasta. Na takim pustkowiu i tak nie dociera sygnał. Okna były uchylone na kilka centymetrów. Skórzany salon samochodu wypełniał jedynie szum wiatru.
    Kilka minut później auto zahamowało. Spokojnie, bez pośpiechu zrzucając prędkość. Kierowca wyłączył silnik, więc teraz słychać było przyjemny śpiew ptaków i szelest liści w otaczającym ich lesie.
     Jego towarzysz odetchnąć z ulgą. Strach wypełniał jego oczy. Teraz z zachwytem podziwiał bujną roślinność okolić. Często marzył o takiej chwili wytchnienia. Niestety one zdarzały się rzadko...
    Łamiąc zasady. Pędząc przez życie dzień w dzień. Nieważne, czy ktokolwiek jest przeciwko. Zawsze w biegu. Zawsze czując wiatr w żaglach. Zawsze stojąc murem między przeciwieństwami. Zawsze inni, ale zawsze razem.
 
    Kierowca uśmiechnął się z uznaniem patrząc na naliczone podczas jazdy kilometry. Był w swoim żywiole. Prędkość... Bywało chwile, gdy nie liczyło się nic innego.
    Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Rozumieli się bez słów. Jednocześnie kiwnęli głowami. Prawie niezauważalnie, ale oboje wiedzieli, co to miało znaczyć. Powrót.
    Kluczyki przekręcone w stacyjce nieśpiesznym dla odmiany ruchem. Pedał gazu i zmiana biegu. Tym razem jechali z odpowiednią prędkością, tylko czasem przekraczając ją o kilka marnych kilometrów.
     Zatrzymali się po blisko godzinie jazdy. Na parkingu jednego z obskurnych hoteli byli jedyni.
     Ich wynajęty na jedną noc pokój nie zachwycał. Nie potrzebowali luksusów...
 
   Każdy ze swoją historią na karku. Własne doświadczenia, własne życie. Każdy niezauważalny w tłumie. Każdy inny, niepowtarzalny.
 
    Nawet się nie rozpakowali. Nie mieli po co. Przecież już za kilka godzin wyjdą z tego pomieszczenia, nawet nie powiedzą nic miłej recepcjonistce... Jakby kultura to nie ich sprawy. I tak nikt nie będzie robił wyrzutów. Nikogo przecież nie ma.
 
    Cienie. Podobno to oznaka, że gdzieś jest światło. Już dawno go nie szukali. Pogrążali się w ciemność. Z każdym dniem coraz bardziej. Nieodwracalnie, bo zawrócenie wymaga więcej siły niż tysiące kroków przed siebie. Od dawna wybierając łatwe drogi. Nigdy pod górkę. Zawsze tylko w dół.
    Stanęli na uboczu, by przestudiować mapę. Co chwilę pokazując sobie nawzajem coraz to inne miejsca w Europie. To całe ich życie. Im dalej tym lepiej. Powrotu nikt nie przewidywał.
    W końcu ruszyli. Przeciętna prędkość i czas na podziwianie okolic. Do granicy dotarli pod wieczór.
 
     Tempo. Nigdy takie samo. Zmienne, jak oni. Żadna minuta się nie powtórzy, więc żyjemy chwilą. Przynajmniej ten jeden raz.
    Minęła równo godzina, kiedy za okazaniem paszportów wyjechali na terytoria Czech. Mimo protestów sąsiada przyśpieszył. Minione noce dawał o sobie znać. Powstrzymał ziewnięcie. Po kilku minutach skręcił gwałtownie i z piaskiem opon zatrzymał się.
     Wyścig bez końca. Nikt nie pamięta już gdzie był start. Każdy stracił nadzieję na metę. Po drodze tylko nowe doświadczenia. Wszyscy odpadali. Jeden za drugim. Została dwójka. Zasady się nie zmieniły. Ale oni od samego początku nie zamierzali ich przestrzegać.
     Kolejną noc spędzili prawie nie śpiąc. Pieniądze na dawno już nie czyszczenie ladzie i brak pożegnania. Kolejne kilometry i ponowny stop. Kolejna powtórka. Koniec nadal nie wiadomy.
     Marzenia zabite jeszcze w dzieciństwie. Samotność i cisza. Lata bez bliskich. Nauczyli się radzić sobie samym. Nawyki z młodszych lat ciężko jest zapomnieć. 
     Szczęśliwi czasu nie liczą. Czyli od ich ostatniego spotkania z krewnymi minęło 3 lata. Zdążyli pokonać już miliony kilometrów, minąć tysiące miast i poznać setki ludzi. Dotrą do końca. Jeśli nie drogi, to własnego. Poddanie się nie leży w ich naturze. Już raz popełnili ten błąd. I nie zamierzają go powtórzyć.
***


MINIATURKA IV


"W życiu bowiem, istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca."


   Historia lubi się powtarzać. Przekonał się o tym na własnej skórze. Na nic nie zdały się prośby rodziny i przyjaciół, leczenie. Nawet własny upór przegrywa w tej walce. A przecież wystarczyło podjąć decyzję kilka minut wcześniej, nie zrobić decydującego kroku. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, prawdopodobnie lepiej, ale tego nie można zagwarantować.     Czasu nie cofniesz. Nie liczy się ile zasad złamałeś, ile przeszkód przeskoczyłeś i ilu ludziom się sprzeciwiłeś. Nie ważne ile razy osiągałeś sukces, wychodziłeś dobrze na tle innych. To jest nieistotne, bo przy próbach oszukania czasu nie liczą się umiejętność, czy chęci. Nic się nie liczy, bo mimo starań nie przeżyjesz na nowa nawet sekundy. A nadzieja jest matką głupich.    Mówisz, że dziś ostatni raz. Najgorsze jest, że sam w to wierzysz. Inni nie dadzą się oszukać, jesteś zbyt przewidywalny. Wiecznie odwracasz kota ogonem, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Ponieważ boisz się prawdy. Uciekasz od bólu, nieświadomie zadając go innym. Zapominasz o sumieniu.   Zaczyna się liczyć tylko kolejna dawka, kolejna noc, kolejna rozdana talia kart, kolejny kieliszek, kolejny papieros. Serce nie przestanie boleć nawet jeśli tracisz poczucie czasu i świadomości.    Uzależnienie robi swoje. Nawet to niewinne, drobne i, wydawałoby się, nieistotne, potrafi przerodzić się w coś dużego. W pewnym momencie jest już za późno na opamiętanie się. Już nawet nie próbujesz się odzwyczaić. Zapominasz o starym trybie życia.    

***    

  Gdy wrócił przed świtem do skromnego domu na przedmieściach nawet nie próbował przypomnieć sobie zdarzeń minionej nocy. Nie pamiętał nawet daty. Ile to już nie widział się z rodziną? Dzień? Dwa?     Budynek świecił pustkami. Zastał zasłonięte zasłony, pozamykane okna. Meble i naczynia w nienagannym stanie. Tylko podłogę pokrywał prawie niewidoczny kurz.„Jeśli będziesz nas szukał, jesteśmy tam, gdzie do marzeń jeden krok.”    Pomimo niewielkiego bólu Głowy, natychmiast domyślił się o co chodzi. Z tym miejscem związane było wiele wspomnień… przyjemnych, barwnych wspomnień.  Zadziwiające, jak szybko zdesperowany człowiek potrafi się zabrać. Już dziesięć minut później czekał na taksówkę. W kulturalnym ubraniu, i co najdziwniejsze, z uśmiechem na ustach. Przez ramię przewiesił pełną torbę podróżną. O niektóre rzeczy warto walczyć do samego końca.

***

      Słońce bawił się ze swoim odbiciem w wodzie. Wiatr ganiał liście w niekończącej się zabawie w berka. W powietrzu zagościł cudowny, kwiatowy aromat. Na gruntowej drodze jego buty zostawiały mokre, deszczowe ślady. Dobrnął do celu. Jak zawsze.    Znowu byli razem. Szczęśliwi.    Innym pozostało tylko podziwianie jego szczerego uśmiechu, błyszczących oczu, czułych gestów.

    Trudy podróży, walka, akceptacja, przyjęcie niektórych zasad, przypomnienie, naprawa błędów – to pozostanie jego gorzką tajemnicą.

***

MINIATURKA V


"There is a tree as old as me"


“There is a house built out of stone

Wooden floors, walls and window sills...

Tables and chairs worn by all of the dust...

This is a place where I don't feel alone

This is a place where I feel at home...”

-          Wróciłam! – krzyknęła, jednocześnie zamykając drzwi wejściowe. Po drewnianych schodach dało się słyszeć tupot kilku par stóp. Po chwili rozanielone rodzeństwo zarzuciło swoje krótkie, małe rączki na szyję swojej najstarszej siostry.
-          Tęskniliśmy – usłyszała piskliwy głos bliźniaków, gdzieś w okolicach prawego ucha. Uśmiechnęła się delikatnie. Jej też ich brakowało. Kątem oka zauważyła, że w drzwiach kuchni stanęła matka. Kobieta posyłała w jej stronę spojrzenia. Kiedy dwójka młodszego rodzeństwa uwolniło ją z niedźwiedziego uścisku podeszła do rodzicielki, przytulając ją i lekko całując w policzek.
-          Cieszę się, że wróciłaś, księżniczko – szepnął ojciec, gdy przyszła jego kolej na powitanie.
-          Też się cieszę, naprawdę – zapewniła zaciskając powieki, by nie upuścić łzy. Zawsze identyczne powitanie. Stary scenariusz, ale za każdym razem wzrusza tak samo. Obecność miłości była tutaj oczywista. Czuła to w powietrzu. Bo dla każdego miłość ma inny zapach, inne znaczenie, inną trwałość. Ona sądziła, że miłość jest wieczna. Tak samo, jak nie umierają osoby, które kochamy. Zostają na zawsze w naszym sercu. Oczy, głowa zapomną. Ale nie serce – bo miłość jest nieśmiertelna.


“And now, it's time to leave and turn to dust...

Out in the garden where we planted the seeds

There is a tree as old as me

Branches were sewn by the color of green

Ground had arose and passed it's knees  

    Jak zawsze po powrocie ruszyła z torbą na piętro, do pokoju. Nie zmienił się podczas jej nieobecności, nic się nie zmieniło. Rzucając niedbale bagaż w nogi łóżka podeszła do okna. Opierając się o drewniany parapet. Prawie pełna luna księżyca zahaczała delikatnie o cieńsze gałęzie drzew, oświetlała drogę zbłąkanym wędrowcom. Takim jak ona. Nie siedzącym na jednym miejscu. W ruchu, w poszukiwaniu przygód. Tym, którzy są od krok od spełnienia marzeń.      Wieloletni dąb zdobił środek ogródka. Kilka metrów nad ziemią zbudowali domek na drzewie. Marnej jakości, ale lata temu wydawał się niepowtarzalny, piękny. Wspinali się tam z łatwością. Chowali od dorosłych, bezkarnie śmiali ze wszystkiego, siedzieli w milczeniu. Ich świat. Mogli robić co tylko zapragnęli. Ich kawałek nieba, gdzie nie było zasad i niczego nie brakowało. Niezliczone uśmiechy, cudowne chwile smutku i radości. Wzloty i upadki.     Mimo różnicy wieku byli nadzwyczaj zgrani. Ona ich przewodniczką, oni z nigdy niezaspokojoną ciekawością. Wieczne pytania, szukanie odpowiedzi, stwarzanie różnorakich wniosków.     Wszystko się skończyło niespodziewanie. Jeden dzień, jeden uścisk, zamknięte drzwi. Tak, jak zdecydowali, spełniła swoje marzenia. Wiedziała, że oni z czasem też to zrobią. Postawią wszystko na jedną kartę i odejdą ścieżką, którą nikt przed nimi nie usłał różami. Będą musieli zrobić to sami. I zrobią, miała co do tego pewność.

“By the cracks of the skin I climbed to the top

I climbed the tree to see the world

When the gusts came around to blow me down

I held on as tightly as you held onto me

I held on as tightly as you held onto me...

    Poradziła sobie mimo trudności. Inni też sobie poradzą. Wierzyła, że wystarczy chcieć, mieć nadzieję, nie przejmować się zdaniem innych. Iść na przód, z wiatrem, lub przeciw niemu. Wystarczy iść. Trzymać się postanowienia.  

 “ Cause, I built a homefor youfor me

Until it disappearedfrom mefrom you 

    Jej przygoda niedługo dobiegnie końca. Ale na spotkanie z przeznaczeniem wyruszą następni, ona też nie była pierwsza. Marzenie się spełni. Prawdopodobnie powstanie kolejne.      Deski domku na drzewie spróchnieją, liście opadną z nadejściem jesieni, gałęzie złamią się z wiekiem.     Ale będzie jeden dzień, kiedy ich drogi się spotkają. Zobaczą się, powspominają stare czasy, zapłaczą ze śmiechu i ponownie się rozstaną. Każdy pójdzie w swoją stronę.  I nawet jeśli w głowie nie zostanie żaden obraz z tego nieoczekiwanego spotkania, wspomnienia zakorzenią się w sercu. Na zawsze. 

“And now, it's time to leave and turn to dust...
 ~ The Cinematic Orchestra „To build a Home”
***


MINIATURKA VI


"Gdzie kłamstwo jest dozwolone."


    Wiedział, że był znakomitym aktorem. Potwierdzały to liczne brawa pod koniec każdego z jego występów. Ukłon i zejście ze sceny. Koniec. Za kurtyną na nikogo nie padają światła reflektorów. Nikt nie ma przyklejonego sztucznego uśmiechu. Nikt nie gra cudzej roli, każdy posiada własną. Zabrakło tylko dublera. Ten schemat działa już od lat i jeszcze nikt nie zaprotestował. Przynajmniej nie na głos.    Po przedstawieniu wszyscy wydawali się inni. Zmyty makijaż, ciężkie szaty zastąpione codziennym ubraniem. Później rozchodzili się po domach. Tylko on go nie miał… podobno dom jest tam, gdzie serce. On swoje już dawno zostawił na scenie.     Teatr to wyjątkowe miejsce. Każdy spektakl ma swoją niepowtarzalną naturę. Tajemniczą aurę, która nadaje mu unikalności. Niezwykłe dekoracje. Gra świateł. Reakcja publiczności. To, co kochał najbardziej.       Minuty, sekundy do rozpoczęcia. Dreszcz emocji. Kurtyna podnosi się powolnie, żeby każdy miał czas na nałożenie odpowiedniej maski, których każdy z nich posiadał pełną paletę. Ukradkowe spojrzenia, chwilę przed tym, jak oślepią ich światła. Później to nie dozwolone. Nawet tu istnieją zasady, ale w odróżnieniu od innych miejsc, nikt nie protestuje przystosować się do kilku reguł.     W czasie antraktu można przestawać wstrzymywać oddech. Na liczone sekundy pobyć sobą, by nie przyzwyczaić się zbytnio do obcego ciała. Następnie powrót. Kolejna gra. Wyćwiczona idealnie. Słowo w słowo. Czysta perfekcja. Następnie koniec. Spektakularny, lub nagły. Oczekiwany, czy nie. Ale zawsze wyjątkowy.    Zrzucenie maski. Uśmiech przepełniony dumą. Ukłon.  Zejście za sceny, opuszczona kurtyna. Zostaną tylko wspomnienia, kostiumy, rekwizyty i dekoracje. Ponieważ teatr jest jak odrębny świat – w nim też nie wszystko może być wieczne.         Jedno z miejsc, gdzie można udawać, że jest się kimś innym. Wejść w obcą skórę i patrzeć na wszystko z innej strony. Wczuć się. Przynajmniej na te kilka godzin, przynajmniej na chwilę. Miejsce, gdzie kłamstwo jest dozwolone.

***

MINIATURKA VII

"Nigdy nie było dobrej wojny i złego pokoju"   

    Wojna na każdym zostawia swoje piętno. Choć wszyscy wyglądali na szczęśliwych w środku byli pełni bólu, cierpienia. Czarne obrazy wyjęte niczym z urywka filmu stawały im przed oczami. Puste oczy przyjaciół i bliskich, zrozpaczeni profesorowie, niosący pomoc uczniowie i nauczyciele, siejący zło oraz spustoszenie ludzie. Obrazy, które nie odejdą w zapomnienie mimo usilnych starań.
     Podniesione różdżki na znak pamięci o poległych, symboliczna minuta ciszy – to nic w porównaniu do smutku i łez, ale zawsze więcej niż byliby w stanie im ofiarować. I choć każdy chce zapomnieć nikt tego nie zrobi, ponieważ grzechem byłoby wymazanie z pamięci tych wszystkich uśmiechów. Łzy nie oddadzą smutku, siły zniszczeń. Nawet jeśli są one oznaką słabości bądźmy słabi i nie wstydźmy się pokazać uczuć. Maska obojętności nie złagodzi bólu, nie zagoi ran.     Ekspres Londyn - Hogsmeade mknął po torach za stałą prędkością. Hogwardczycy przygotowywali się do nowego roku nauki, do walki ze wspomnieniami. Nawet teraz, kiedy śmierciożercy gnili w Azkabanie, nie wszyscy mogli czuć się bezpiecznie. Narażeni na pogardliwe, pełne nienawiści spojrzenia. Dzieci popleczników Voldemorta, owoce zła skażone krwią i cierpieniem innych. Wystawieni na próbę zdobycia wybaczenia, na które zasługuje każdy. Zmuszeni do nauki nowych wartości. Odpowiedzialni nie tylko za własne błędy.      Kolejne dni, w których cieszy tylko nadzieja na lepsze jutro. Oczekiwanie, że podmuch wiatru rozwieje chmury i słońce zyska okazję na oślepienie swym blaskiem. Kiedy w gładkiej tafli jeziora każdy zobaczy własne odbicie. Kilka chwil, w których nie będzie łez i smutku. Na palcach ręki liczone minuty zapomnienia dostępne tylko dla niektórych.      Sekundy uśmiechu, radości. To właśnie one są najważniejsze. A złe wydarzenia uczą nas cenić każdą chwilę szczęścia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz