- Sądzisz, że dała radę?
- Jestem pewny.
- Niczego nie można być pewnym, pamiętaj
Urgensie! Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że…
- Mistrzu, co powinno się stać, jeśli on się
przeniesie?
- Chętnie bym ci powiedział, ale tak się
składa, że sam nie mam pewności.
- Czyli pozostaje nam czekać?
- Tak… nie każdy bieg Czasu można
przyśpieszyć.
***
Siedział na zalanej brudną wodą
podłodze. W ustach nadal czuł metaliczny, odrobinę słodkawy smak krwi. Strach
osiągnął w tej chwili namacalną niemal konsystencję. Przejechał poranioną ręką
po twarzy i sykną z bólu, gdy opuszkami palców dotykał rozciętego łuku
brwiowego i wargi. Na końcu ciemnego dotychczas korytarza zapaliło się mdłe
światło, a już po chwili strażnik więzienny doczłapał do jego celi. Liam miał
dziwne wrażenie, że ten utykający na jedną nogę mężczyzna specjalnie przychodzi
po jego kraty. Jakby przyjemność sprawiał mu widok, że ktoś oprócz niego samego
również cierpi, cierpi bardziej i dodatkowo nie może temu zaradzić. Jednak dziś
strażnik nie stał długimi minutami przed celą patrząc jak siedzi bezradnie w
kącie uciekając od jego pogardliwego wzroku. Podszedł powolnym krokiem,
zachowując powagę w swojej postawie mimo utykania. Z jawną niechęcią otworzył
ciężkie, zimne kraty. Liam dopiero teraz zauważył, że za strażnikiem idzie ktoś
jeszcze. Bez wątpienia mężczyzna, chociaż zdecydowanie niższej postury niż
kulejący. Szedł dumnie wyprostowany, z wypraną z emocji twarzą.
- Przenoszą cię – warkną
strażnik, przepuszczając niższego mężczyznę. Oddał mu klucze i oddalił się
szybkim dla odmiany krokiem.
Nowoprzybyły zamknął celę od środka i odwracając się spojrzał z dziwnym
rozbawieniem na więźnia.
- Liam Antonii Dervendu, miło mi
poznać osobiście – mężczyzna wyciągnął dłoń, doskonale wiedząc, że jego rozmówca
nie jest w stanie jej uścisnąć. – Nazywam się…
- Davis Bowes, Strażnik I stopnia
– przerwał mu Liam, każde słowo wypluwając z obrzydzeniem.
- Od niedawna Pułkownik i prawa
ręka Mistrza – uzupełnił prezentację Davis.
- Marionetka zawsze pozostaje marionetką,
nieistotne jest jak ważną – mruknął więzień.
- Grabisz sobie, Dervendu.
- Bez różnicy jak głęboki będzie
dół, który sobie wykopię. I tak najważniejsze kogo do niego zapędzę –
sprostował Liam, patrząc pułkownikowi w oczy.
- Byłbyś idealnym Strażnikiem, gdyby…
- mężczyzna zawiesił teatralnie głos, czekając na oznakę zdenerwowania. Nie
doczekał się jednak żadnej reakcji ze strony więźnia, więc usiadł na
niewygodnym łóżku więźnia i kontynuował – Gdyby nie twoja chęć szybkiego
działania bez wcześniejszego myślenia i twoja skłonność do… łamania zasad.
- Ależ zasady są po to, żeby je
łamać – Liam wyszczerzył się w uśmiechu, ukazując swoje pożółkłe zęby.
- Jesteś podobny do brata –
zauważył pułkownik, wstał i zaczął krążyć po celi. – Nie mówię oczywiście o
wyglądzie, nigdy go nie widziałem. Ale słuchy o jego zdolnościach dotarły nawet
do wyższych kręgów – jakby specjalnie podkreślił, że Chris nie dorastał mu do
pięt.
Liam patrzył uważnie na pułkownika,
zastanawiając się, czy spotka kiedyś bardziej bezczelnego człowieka. Kolejne
słowa Davisa tylko utwierdziły go w przekonaniu, że… nie.
- Szczerze mówiąc – kontynuował
swój monolog nowo przybyły – Nie interesowałem się zbytnio osobą Christophera.
Chociaż… kiedy okazało się, że to on i oczywiście ty złamaliście Kodeks,
poszperałem trochę w… przeszłości Chrisa. I tak się składa, że natrafiłem na
dwa bardzo ciekawe fakty. Niestety… wszystkie zarzuty wycofano ze względu na
brak jakichkolwiek dowodów.
Powoli znudzenie zaczęło przeradzać się w
złość… matowy ton pułkownika z każdą minutą przybierał na fałszu.
- Do rzeczy! – warknął Liam,
próbując nie zwracać uwagi na to, jak duży ból sprawia mu mówienie.
- Ustaliłem z Mistrzem, że
zostaniesz oczyszczony ze wszystkich zarzutów i przyjęty w nasze szeregi nie
robiąc prawie nic.
- A gdzie haczyk? – zainteresował
się więzień.
- Haczyk? – wyraz twarzy
pułkownika wyrażał czyste zdziwienie. Jednak nawet w tej chwili wydawało się,
że jego oczy pozostają tak samo puste. – Nie ma żadnego haczyka. Będziesz
musiał tylko potwierdzić wszystkie brudy, które wygrzebaliśmy o twoim bracie.
- Bezpodstawnie – stwierdził
Liam, nie mając nawet zamiaru, by zabrzmiało to jak pytanie.
- Ależ oczywiście, że nie! –
żachnął się pułkownik. – A więc…?
- Nie jestem plugawą świnią,
która będzie na każde wasze zawołanie – powiedział na pozór spokojnie Liam.
- Ależ to nie podlega
wątpliwości. Mam jednak nadzieję, że zdecydujesz dobrze.
Liam kiwnął głową, na znak zrozumienia
słów pułkownika. Mimo wszystko nawet nie mógł sobie wyobrazić, jak sprzedaje
brata w ręce Strażników, a co dopiero być w ich szeregach! Miał ogromną ochotę
roześmiać się pułkownikowi w twarz, pokazać, że Strażnicy też nie są idealni.
Ale nie mógł… rozcięta warga dawała się we znaki, kiedy próbował mówić, a
złamana jak podejrzewał noga bolała niemiłosiernie przy najmniejszym nawet
ruchu.
- Przenoszą cię – poinformował go
Davis po dłuższej chwili milczenia. – Zabiorą cię do miejskiego szpitala w
Edynburgu. Tam opatrzą wszystkie rany i złamania. Później zostaniesz
przesłuchany i zdecydujesz, czy będziesz zeznawał przeciwko bratu.
***
„Kiedy
wymawiam słowo „przyszłość”,
Pierwsza sylaba
jest już z przeszłości.
Kiedy
wymawiam słowo „cisza”,
Niszczę ją.
Kiedy
wymawiam słowo „nic”,
Stwarzam coś,
co nie mieści się w żadnym niebycie.”
~ Wisława
Szymborska
- Wiesz, że teraz jestem twoim wrogiem? – zapytał
ją jednego z deszczowych wieczorów, kiedy starali się zabrać wszystkie
informacje o Strażnikach.
- Zawsze nim byłeś – sprostowała
nie odrywając wzroku od mamy europy i Azji, co chwila zaznaczając drobnymi
krzyżykami siedziby Strażników.
- Nawet kiedy przekazałem ci
kopertę od ojca?
- Nawet wtedy – odparła zupełnie
automatycznie. Po chwili jednak przeniosła zdezorientowane spojrzenie na
ceglaną ścianę piwnicy. – Jaką kopertę?
- No… kiedy siedziałaś przed
Ośrodkiem Szkoleniowym. Już wtedy był martwy – stwierdził.
Mruknęła ciche „Aha” i wróciła do mapy,
usilnie próbując przypomnieć sobie treść listu. Poddała się za którymś razem i
ponownie skupiła uwagę na mapie.
Usłyszała, jak Chris podnosi się ze sterty
papierów i kieruje kroki w stronę biurka. Odgłos otwieranej szuflady, nieco
skrzypiącej ze względy na wiek. Później cisza… zmącona tylko ich oddechami.
- Co jest? – zapytała przenosząc
na niego wzrok. Stał w bezruchu nad otwartą szufladą i tylko jego falująca
klatka piersiowa świadczyło o tym, że jest przytomny. Odłożywszy mapę i
długopisy na podłogę i podeszła do mężczyzny. Drgnął, gdy w przyjacielskim
geście położyła swoją drobną dłoń, na jego ramieniu. Prawie niezauważalnie
wskazał jej leżące w szufladzie zdjęcie.
Pożółkła,
naderwana i z jawnymi śladami zalania fotografia przedstawiała całą rodzinę
Kath. Jej ojciec, Sebastian stał przytulając żonę i na oko piętnastoletnią
dziewczynkę z włosami związanymi w opadającego na ramię warkocza. Matka
trzymała obie dłonie na ramionach Philipa, którego lekko przydługie włosy
rozwiewał wesoło morski wiatr. Tłu towarzyszyło chowające się leniwie za
horyzontem słońce, które barwiło wodę na delikatną czerwień. Klasyczna morska sceneria.
Na dalszym planie kilka mew w locie, fale rozbijające się o kamienisty brzeg, a
w porcie przycumowane różnorakie łódki rybackie. Katherine pamiętała wakacje,
na których zostało zrobione to zdjęcie. Jedna z ostatnich radosnych chwil,
którą szczęśliwie udało się uwiecznić. Później śmierć ojca i załamanie,
zamknięcie się w sobie matki z tego powodu. Wszystko runęło jak wyjątkowo
niestabilny domek z kart.
Ze zdziwieniem
zauważyła kolorowy wycinek. Uśmiechnęła się gorzko, kiedy uświadomiła sobie, że
Philip dokleił obok siebie głowę najlepszego przyjaciela – Christophera. Już chciała
to skomentować, ale nim zdążyła otworzyć usta, chłopak ją uprzedził:
- Płaczesz? – zapytał Chris. Sama
dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cichutko pochlipuje. Pokiwała przecząco
głową i wbrew sobie pociągnęła kolejny raz nosem.
- Po prostu przypomniałam sobie
rodziców – jej głos brzmiał aż nazbyt twardo i pewnie, jednak załamał się na ostatnim
słowie. Po chwili zaśmiała się nieśmiało – Jesteś na rodzinnym zdjęciu.
Pokiwał nieznacznie głową, ale i jego
kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- Tak, jestem.
Ojeeeeej <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, po pierwsze za cudowną dedykację (sprawiłaś, że siedzę przed komputerem z ogromnym bananem na twarzy przywołując zdziwione spojrzenia :D), a po drugie za to, że dodałaś rozdział właśnie dziś <3
Miałam uczyć się do czekającego mnie jutro egzaminu, więc szukałam czegokolwiek do roboty by tylko tego nie robić a tu proszę :D Kolejna świetnie napisana notka, którą jak zwykle pochłonęłam na jednym wydechu :)
Powtórzę po raz tysięczny, że uwielbiam Twój styl pisania i sposób w jaki tworzysz opisy <3 Będę Ci to chyba powtarzać już za każdym razem :D Szkoda tylko, że taki krótki, bo teraz nie będę miała innego wyjścia jak zabrać się do książek ;<
Ogółem zaintrygował mnie strasznie początek rozdziału. Domyślam się, że chodziło o Kath, ale dręczy mnie pytanie; czy wiedzą o jej umowie z Chrisem?
Rozdział świetny <3
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Pozdrawiam,
Twoja DiaMent.
A co do numeru GG to mam nadzieję, że nie masz zablokowanego odbierania wiadomości od nieznajomych, bo właśnie do Ciebie napisałam :)
UsuńPrzepraszam, ze tak długo nie komentowałam. Dziękuję Ci, że pomimo tego zawsze czytałaś moje rozdziały i przy okazji informuję Cię, że zamierzam przeczytac i skomentować całe Twoje opowiadanie, więc czeka mnie kilka dni spędzonych przed monitorem komputera. Nie wiem, czy będzie to nieuprzejme z mojej strony, ale chcę Cię zaprosić do przeczytania mojego nowego rozdziału. Strasznie chciałabym poznać Twoją opinie na ten temat.Ale wracając do Twojego opowiadania...
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału był najlepszy :) Najbardziej intrygujący no i... Był tam Urgens! A to bardzo mnie ucieszyło, mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z niego tak szybko!
Następnie spotykamy się z Liamem. Zaciekawił mnie. Jak na razie wiem o nim jedynie to, że jest honorowy i odważny. A jego rozmowa z Bowesem była naprawdę interesująca. Taki pojedynek umysłów. Przypomniała mi się każda klasyczna scena z przesłuchań w CsI albo NCIS :)
Na koniec moja ukochana Kath. Jest moją ulubioną postacią, myślę, że najbardziej ludzką. Nie zazdroszczę jej śmierci ojca, musiał to być dla niej wstrząs. Takie sytuacje na zawsze zmieniają człowieka.
Pozdrawiam,
pakuti
Wspominałam już może, że uwielbiam czytać Twoje komentarze? Xd
UsuńZawsze są rozbudowane i opisujesz w nich przebieg całego rozdziału, za co jestem bardzo wdzięczna :)
Na Twojego bloga już lecę czytać i rozdział i miniaturkę :D
Skomentuję je jeszcze dzisiaj!
Ludum