czwartek, 4 lipca 2013

13. "Oto podstawowy przykład na niezgodność teorii z praktyką."

„Parę godzin, czy parę lat czekania
To w gruncie rzeczy wszystko jedno,
Kiedy już prysło złudzenie nieśmiertelności.”
~ Jean-Paul Sartre „Mur”

      Z niepewnością wpatrywała się w kartkę, o postrzępionych krawędziach. Pamięć zawsze mogła zawieść, ale zazwyczaj właśnie ona była ostoją pewności. Fundamentem wspomnień. Czemu teraz miałoby być inaczej? Jeśli została pozbawiona zaufania do ludzi, musiała pokładać nadzieje w czymś stabilniejszym. Problem jednak powstawał samodzielnie. Wyrastał nieoczekiwanie, niczym żywopłot odgradzając ją od wspomnień. Mur posklejany z wypowiedzianych niegdyś próśb, słów i obietnic. A jednak w tym tłumie powyrywanych z kontekstu słów, jedno pytanie nachalnie wracało. Czy mogła polegać na czymś tak niedoskonałym jak człowiek, jak ona sama?
     3.1; 3.2; 2.3; 4.2; 12.2; 13.1; 1.2; 12.3; 3.2; 2.4; 2.3;
      Pamięć zawsze mogła okazać się złudzeniem. Zwłaszcza, gdy była otumaniona przez lekki strach i gnana przez Czas. Ale zawsze mogła spróbować…

***

„Zacząłem malować graffiti, kiedy miałem około 14-tu lat,
A ludzie zawsze pytają, „co sprawia, że chcesz to robić?”.
Ale dla mnie pytanie zawsze tak naprawdę brzmiało: „dlaczego nie?”
~ Banksy „Banksy sam o sobie”

     Przez chwilę stał w bezruchu. Pozostałe osoby już opuściły windę, więc teraz został sam. Jego zamyślenie przerwał charakterystyczny dźwięk zasuwanych drzwi windy. Szybko podniósł głowę znad pliku kartek, przekalkulował wszystkie konsekwencje swoich zamiarów i pewnym ruchem wcisnął guzik. Obwódka wokół cyfry 11 zaświeciła na czerwono. Zgasła po dobrej chwili, gdy kraty ponownie się otworzyły. Wyszedł na oświetlony korytarz i nie patrząc po stronach ruszył w kierunku izolatki. Gdy dotarł pod drzwi pokoju emocje tłumione we wnętrzu zdarzyły się już poważnie zakotłować. Z impetem otworzył drzwi i wpadł do pomieszczenia. Zastał Liama siedzącego z wyprostowanymi nogami na łóżku i plecami opartymi o ścianę. Nawet nie odwrócił wzroku, żeby sprawdzić kto go tak nagle nachodzi.
- 3 minuty i 44 sekundy – mruknął jakby z rozczarowaniem. Nie przeniósł spojrzenia z zegara, by zobaczyć zdezorientowaną minę pułkownika.
- Słucham? – zapytał tępo Davis.
- 3 minuty i 44 sekundy – powtórzył Liam i spojrzał na pułkownika. – Niezły wynik. Spodziewałem się, że wrócisz dopiero po góra 4 minutach – wyjaśnił i dla wyrażenia gratulacji klasnął kilka razy w dłonie. – Widać nie doceniałem twoich możliwości.
- Co to ma znaczyć?! – warknął pułkownik ściskając w ręce plik dokumentów.
- Ależ bardzo łatwo można to wyjaśnić! – Liam bez problemów porzucił poprzedni  temat, który najwyraźniej nie odpowiadał Davisowi. – Nie wyraziłem zgody na…
- Nie wyraziłeś zgody!? Myślałem, że jasno postawiłem przed tobą warunek! My cię ratujemy, a ty zeznajesz przeciwko bratu!
- Oczywiście! Gdzież bym śmiał mieć wątpliwości – prychnął Liam. Pułkownik najwyraźniej nie zauważył nader widocznej kpiny w głosie pacjenta.
- Miałeś to podpisać! – warknął.
- A co wam przyjdzie z podpisu? – zainteresował się Dervendu.
- Przez podpis wyrażasz zgodę na postawione przez nas warunki – wyjaśnił Davis z zaciśniętymi zębami.
- Rozumiem – mruknął Liam. – Ale odnoszę wrażenie, że sami nie jesteście w stanie zrozumieć warunków umowy.
- Skąd ten wniosek? – warknął pułkownik. Liam spojrzał na niego zaskoczony. Musiał przyznać Davisowi spory punkt za świetne opanowanie. Chcąc jeszcze bardziej zdenerwować gościa, pacjent wzruszył niedbale ramionami.
- Wynik ogólnej obserwacji – wyjaśnił z anielski uśmiechem. – Ale wracając do podpisu! Nie rozumiem czemu go wymagacie? Jego autentyczność lub ważność zawsze można zakwestionować.
- Sugerujesz coś?
- Nie, ale jednak… - zamyślił się Liam. – Nie wszyscy są tak ufnymi obywatelami, żeby bez wahania wierzyć w każde słowo Strażników.
- Możesz spodziewać się mnie jutro – pułkownik zmrużył oczy. – I lepiej dla ciebie, żeby te papiery były podpisane!
- Ależ mi to nie zrobi żadnej różnicy! Stawka zależy od was! – krzyknął już w plecy Davisa. Odpowiedział mu tylko głośny trzask zamykanych drzwi. Uśmiechnął się zwycięsko. Wszystko szło jak z płatka, a to był dopiero początek. W zasadzie już mógł zacierać ręce z uciechy! A musiał jedynie zastosować się do jednego rozkazu!

***
Graj na zwłokę.
Zawsze byłeś dobrym aktorem, pamiętasz?
Jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli – improwizuj.
Spontaniczność to jedna z twoich największych zalet.
S. F.

***

     3 lipca 2006 rok
      Trochę nam to zajęło, ale po dłuższym czasie pojęliśmy – ja i Michael, co chciała nam przekazać Katherine. Zadanie to było dość trudne. Musiała być w szoku i niezwykle roztargniona, bo słowa z jej ust wydobywały się niezwykle nieskładnie. Podobno miała jakieś widzenie, chociaż ona nazywa to „snem”.
     Mówiła, że w końcu dostała list od ojca – ten sam, który wręczyłem jej kilka dni po jego śmierci. Wydawało mi się to trochę niemożliwe, ale de Berten zapewnił mnie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
    Co więcej, Michael wydaje się niezwykle zadowolony z takiego obrotu spraw. Ale Kath przez to całe zdenerwowanie chyba nie zauważyła jego chytrego uśmieszku. Ale kto tam wie, co chodzi po jego wcale nie takim pustym łbie?
     Kath uparcie powtarza, a raczej odczytuje z jakiejś kartki ciąg cyfr. Nie wie co może on znaczyć. A ja nie przywołam go teraz z pamięci, chociaż podejrzewam, że Faltey zna go już na pamięć. W każdym bądź razie mamy przeprowadzić teraz „burzę mózgów”, co uważam za zupełnie bezsensowne. Dziwi mnie tylko, że de Berten popiera ten pomysł.

***

- Pomyśl, co mógł ukryć pod tymi liczbami – doradzał Michael raz po raz.
- Może jakiś szyfr, kod do skrytki, albo jakiejś szkatułki? – podpowiedział na wpół śpiący Christopher. Jego ta sprawa nie interesowała w ogóle. Przecież ich misją było uratowanie Liama! Ale i Kath, i de Berten uważali, że ma to jakiś związek. Obaj mężczyźni spojrzeli na Kath pytającym spojrzeniem, choć wzrok Chrisa wydawał się być bardziej zamglony i senny.
- Nigdy nie wspominał… ale w zasadzie. Jest takie jedno… - bełkotała niewyraźnie.
- O czym nie wspominał? – Michael przemówił niezwykle delikatnym tonem. Chris mógł jedynie podziwiać go za wytrzymałość, bo on już dawno straciłby cierpliwość.
- No bo on miał… to znaczy, to nie jest pewne, ale… - gubiła się Faltey. – Kiedyś usłyszałam, że mówił mamie o takiej... coś w rodzaju skrytki – wyjaśniła ze spojrzeniem utkwionym w podłodze. Nie zobaczyła więc wyrazu twarz Michaela, który próbował ukryć swój zawód za fałszywym uśmiechem.
- Pamiętasz może, gdzie mogła być ta skrytka? – zainteresował się de Berten.
- Naprawdę nie rozumiem, o co tyle szumu! – wybuchł nagle Chris. – Mieliśmy ratować Liama, a nie rozwiązywać jakąś wyssaną z palca zagadkę!
- Masz zbyt ograniczone pole widzenia – zauważył z opanowaniem Michael. – Musisz myśleć…
- Obszerniej. Tak, tak. Wiem – mruknął Chris i nieco urażony usiadł z powrotem na krześle.
- Dokładnie – potwierdził ochoczo iluzjonista. – Zwątp w oczywiste i uwierz w niemożliwe. Nie daj się zwieść zmysłom i otumanić słowom innych. Nie staraj się rozwiązywać zagadek. Zajmij się ich stawianiem.
- Już to słyszałem – Chris prychnął ledwie słyszalnie w odpowiedzi.
- Wracając do tematu… Kath, gdzie może być ukryta skrytka?
- W naszym starym domu, albo – zastanowiła się na chwilę. – Głównym ośrodku szkoleniowym Strażników.
      Dwie pary oczu spoczęły na jej drobnej sylwetce. Na twarzy Michaela nadal gościł zawód, ale teraz pojawiły się przebłyski dumy. Jednak spojrzenie Chrisa wyrażało niemy szok. Wzrok był pusty i najwidoczniej odebrało mu na chwilę mowę. Jednak tylko na chwilę:
- Zwariowałaś?! – wykrzyknął pełen oburzenia. – Chcesz zaryzykować wtargnięcie do ośrodka szkoleniowego Strażników?! Przecież tam całą dobę roi się od ochroniarzy, którzy teraz dadzą wszystko, żeby znaleźć naszą dwójkę i nas złapać!
- Kto powiedział, że musimy tam przybyć teraz? – Faltey najwyraźniej odzyskała resztki dawnej odwagi i samokontroli. Wzruszyła niedbale ramionami z przebiegłym błyskiem w oku.
- Nawet gdyby udało nam się przejść niezauważonymi obok strażników, mielibyśmy problem z odnalezieniem skrytki o wątpliwym istnieniu! – warknął Chris. Kath niechętnie przyznała mu rację. Ośrodek szkoleniowy mieścił się w ogromnym budynku, w którym ciężko było znaleźć gabinet dyrektora, nie wspominając już o prawdopodobnie niewielkiej skrytce.
- Zawsze możemy zacząć od przeszukania domu – zauważył delikatnie de Berten. Chris i Kath przytaknęli z lekkim wahaniem. – Świetnie! Dopracujemy tylko niektóre szczegóły i w drogę.

***

„Tam, gdzie kończy się głupota powinna
zaczynać się mądrość – a jednak tak nie jest.
Oto podstawowy przykład na niezgodność teorii z praktyką.”
~ Władysław Grzeszczyk „Parada paradoksów”

      Wyruszyli przed świtem. Senni, nieco obolali od niewygodnych materaców, ale z zapałem do działania.  Wspólnie z Michaelem uznali, że nie należy się przenosić, jednocześnie narażając na zostanie wykrytymi przez Strażników. Ich celem było bezszelestne zakradnięcie się do starego domu Kath. Bycie zwykłymi przechodniami, udawanie bezinteresowności. Bo trzeba przyznać, że Strażnicy byli doskonali w aktorstwie. Wręcz nienaganni w wykonywaniu swojego zadania…
      Kiedy dotarli do niewielkiego domu jednorodzinnego na przedmieściach Sheffield otworzyli drzwi kluczem, niczym prawowici właściciele. Ich zadanie było na tyle ułatwione, że w okolicy było niewiele domów. A i ich mieszkańcy błądzili teraz w ramionach Morfeusza.
    Dopiero gdy przekroczyła próg zaniedbanego od lat salonu obudziły się wspomnienia. Słoneczne poranki, śniadania przy koniecznej obecności zabawnych komentarzy taty, rozlana herbata na dywanie i rozbity talerz w wyniku upartej wiary, że przyniesie to szczęście. Nieszczęsne kawałki nie rozumu czy intuicji, a serca i duszy. Ostatnie pamiątki. Tandetne, ale nader kosztowne.

............................................................................................................................................  Komputer świrował, ale jakoś udało się go ogarnąć i już mogę pisać z poloskimi znakami :) Nie wiem kiedy będę miała czas napisać nowy rozdział, ale mam nadzieję, że niedługo. Zapraszam do komenowania! Pozdrawiam, Skrzat :3

4 komentarze:

  1. Rozdział... Mam wrażenie, że lepszy od pozostałych :D Nie wiem czy jest to kwestia tego, że wreszcie się wyspałam czy czego, ale odniosłam wrażenie, że powoli wznosisz się na coraz to wyższe poziomy w pisaniu :D
    Poza tym , ta notka jest też chyba trochę dłuższa niż normalnie? ;>
    Akcja się rozwija, a ja z niecierpliwością czekam na więcej :)

    Pozdrawiam,
    DiaMent.

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka fakycznie jest dłóższa od większości rozdziałów, ale oczywiśnie nie od wszystkich :)
    Ciszy mnie, że się spodobała <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, naprawdę piszesz pięknie, aż żal patrzeć na moje wypociny!
    Jeszcze ta muzyka...potrafiłam wczuć się w tą notkę.
    Piszesz wspaniale, napisz książkę, cokolwiek, byle nie marnować takiego talentu.
    Pozdrawiam,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Banksy i malowanie graffiti przez niego to obraz prawdziwej sztuki niekonwencjonalnej.. A co do tego teksu - absolutnie fantastyczny!

    OdpowiedzUsuń