„Parę
godzin, czy parę lat czekania
To w gruncie
rzeczy wszystko jedno,
Kiedy już
prysło złudzenie nieśmiertelności.”
~ Jean-Paul
Sartre „Mur”
Z niepewnością wpatrywała się w kartkę, o
postrzępionych krawędziach. Pamięć zawsze mogła zawieść, ale zazwyczaj właśnie
ona była ostoją pewności. Fundamentem wspomnień. Czemu teraz miałoby być
inaczej? Jeśli została pozbawiona zaufania do ludzi, musiała pokładać nadzieje
w czymś stabilniejszym. Problem jednak powstawał samodzielnie. Wyrastał
nieoczekiwanie, niczym żywopłot odgradzając ją od wspomnień. Mur posklejany z wypowiedzianych
niegdyś próśb, słów i obietnic. A jednak w tym tłumie powyrywanych z kontekstu
słów, jedno pytanie nachalnie wracało. Czy
mogła polegać na czymś tak niedoskonałym jak człowiek, jak ona sama?
3.1; 3.2; 2.3; 4.2; 12.2; 13.1; 1.2; 12.3; 3.2; 2.4;
2.3;
Pamięć zawsze mogła okazać się
złudzeniem. Zwłaszcza, gdy była otumaniona przez lekki strach i gnana przez
Czas. Ale zawsze mogła spróbować…
***
„Zacząłem
malować graffiti, kiedy miałem około 14-tu lat,
A ludzie
zawsze pytają, „co sprawia, że chcesz to robić?”.
Ale dla mnie
pytanie zawsze tak naprawdę brzmiało: „dlaczego nie?”
~ Banksy „Banksy
sam o sobie”
Przez chwilę stał w bezruchu. Pozostałe
osoby już opuściły windę, więc teraz został sam. Jego zamyślenie przerwał
charakterystyczny dźwięk zasuwanych drzwi windy. Szybko podniósł głowę znad
pliku kartek, przekalkulował wszystkie konsekwencje swoich zamiarów i pewnym
ruchem wcisnął guzik. Obwódka wokół cyfry 11 zaświeciła na czerwono. Zgasła po
dobrej chwili, gdy kraty ponownie się otworzyły. Wyszedł na oświetlony korytarz
i nie patrząc po stronach ruszył w kierunku izolatki. Gdy dotarł pod drzwi
pokoju emocje tłumione we wnętrzu zdarzyły się już poważnie zakotłować. Z
impetem otworzył drzwi i wpadł do pomieszczenia. Zastał Liama siedzącego z
wyprostowanymi nogami na łóżku i plecami opartymi o ścianę. Nawet nie odwrócił
wzroku, żeby sprawdzić kto go tak nagle nachodzi.
- 3 minuty i 44 sekundy – mruknął
jakby z rozczarowaniem. Nie przeniósł spojrzenia z zegara, by zobaczyć
zdezorientowaną minę pułkownika.
- Słucham? – zapytał tępo Davis.
- 3 minuty i 44 sekundy –
powtórzył Liam i spojrzał na pułkownika. – Niezły wynik. Spodziewałem się, że
wrócisz dopiero po góra 4 minutach – wyjaśnił i dla wyrażenia gratulacji
klasnął kilka razy w dłonie. – Widać nie doceniałem twoich możliwości.
- Co to ma znaczyć?! – warknął
pułkownik ściskając w ręce plik dokumentów.
- Ależ bardzo łatwo można to
wyjaśnić! – Liam bez problemów porzucił poprzedni temat, który najwyraźniej nie odpowiadał
Davisowi. – Nie wyraziłem zgody na…
- Nie wyraziłeś zgody!? Myślałem,
że jasno postawiłem przed tobą warunek! My cię ratujemy, a ty zeznajesz
przeciwko bratu!
- Oczywiście! Gdzież bym śmiał
mieć wątpliwości – prychnął Liam. Pułkownik najwyraźniej nie zauważył nader
widocznej kpiny w głosie pacjenta.
- Miałeś to podpisać! – warknął.
- A co wam przyjdzie z podpisu? –
zainteresował się Dervendu.
- Przez podpis wyrażasz zgodę na
postawione przez nas warunki – wyjaśnił Davis z zaciśniętymi zębami.
- Rozumiem – mruknął Liam. – Ale
odnoszę wrażenie, że sami nie jesteście w stanie zrozumieć warunków umowy.
- Skąd ten wniosek? – warknął
pułkownik. Liam spojrzał na niego zaskoczony. Musiał przyznać Davisowi spory
punkt za świetne opanowanie. Chcąc jeszcze bardziej zdenerwować gościa, pacjent
wzruszył niedbale ramionami.
- Wynik ogólnej obserwacji –
wyjaśnił z anielski uśmiechem. – Ale wracając do podpisu! Nie rozumiem czemu go
wymagacie? Jego autentyczność lub ważność zawsze można zakwestionować.
- Sugerujesz coś?
- Nie, ale jednak… - zamyślił się
Liam. – Nie wszyscy są tak ufnymi obywatelami, żeby bez wahania wierzyć w każde
słowo Strażników.
- Możesz spodziewać się mnie
jutro – pułkownik zmrużył oczy. – I lepiej dla ciebie, żeby te papiery były
podpisane!
- Ależ mi to nie zrobi żadnej
różnicy! Stawka zależy od was! – krzyknął już w plecy Davisa. Odpowiedział mu
tylko głośny trzask zamykanych drzwi. Uśmiechnął się zwycięsko. Wszystko szło
jak z płatka, a to był dopiero początek. W zasadzie już mógł zacierać ręce z
uciechy! A musiał jedynie zastosować się do jednego rozkazu!
***
Graj na zwłokę.
Zawsze byłeś dobrym aktorem, pamiętasz?
Jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli –
improwizuj.
Spontaniczność to jedna z twoich największych
zalet.
S. F.
***
3 lipca 2006 rok
Trochę nam to zajęło, ale po dłuższym czasie pojęliśmy – ja i Michael,
co chciała nam przekazać Katherine. Zadanie to było dość trudne. Musiała być w szoku i niezwykle roztargniona, bo słowa z jej ust wydobywały się niezwykle
nieskładnie. Podobno miała jakieś widzenie, chociaż ona nazywa to „snem”.
Mówiła, że w końcu dostała list od ojca – ten sam, który wręczyłem jej
kilka dni po jego śmierci. Wydawało mi się to trochę niemożliwe, ale de Berten
zapewnił mnie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Co
więcej, Michael wydaje się niezwykle zadowolony z takiego obrotu spraw. Ale
Kath przez to całe zdenerwowanie chyba nie zauważyła jego chytrego uśmieszku.
Ale kto tam wie, co chodzi po jego wcale nie takim pustym łbie?
Kath uparcie powtarza, a raczej odczytuje z jakiejś kartki ciąg cyfr.
Nie wie co może on znaczyć. A ja nie przywołam go teraz z pamięci, chociaż
podejrzewam, że Faltey zna go już na pamięć. W każdym bądź razie mamy
przeprowadzić teraz „burzę mózgów”, co uważam za zupełnie bezsensowne. Dziwi
mnie tylko, że de Berten popiera ten pomysł.
***
- Pomyśl, co mógł ukryć pod tymi
liczbami – doradzał Michael raz po raz.
- Może jakiś szyfr, kod do
skrytki, albo jakiejś szkatułki? – podpowiedział na wpół śpiący Christopher.
Jego ta sprawa nie interesowała w ogóle. Przecież ich misją było uratowanie
Liama! Ale i Kath, i de Berten uważali, że ma to jakiś związek. Obaj mężczyźni
spojrzeli na Kath pytającym spojrzeniem, choć wzrok Chrisa wydawał się być
bardziej zamglony i senny.
- Nigdy nie wspominał… ale w
zasadzie. Jest takie jedno… - bełkotała niewyraźnie.
- O czym nie wspominał? – Michael
przemówił niezwykle delikatnym tonem. Chris mógł jedynie podziwiać go za
wytrzymałość, bo on już dawno straciłby cierpliwość.
- No bo on miał… to znaczy, to
nie jest pewne, ale… - gubiła się Faltey. – Kiedyś usłyszałam, że mówił mamie o
takiej... coś w rodzaju skrytki – wyjaśniła ze spojrzeniem utkwionym w
podłodze. Nie zobaczyła więc wyrazu twarz Michaela, który próbował ukryć swój zawód
za fałszywym uśmiechem.
- Pamiętasz może, gdzie mogła być
ta skrytka? – zainteresował się de Berten.
- Naprawdę nie rozumiem, o co
tyle szumu! – wybuchł nagle Chris. – Mieliśmy ratować Liama, a nie rozwiązywać jakąś
wyssaną z palca zagadkę!
- Masz zbyt ograniczone pole
widzenia – zauważył z opanowaniem Michael. – Musisz myśleć…
- Obszerniej. Tak, tak. Wiem –
mruknął Chris i nieco urażony usiadł z powrotem na krześle.
- Dokładnie – potwierdził ochoczo
iluzjonista. – Zwątp w oczywiste i uwierz w niemożliwe. Nie daj się zwieść
zmysłom i otumanić słowom innych. Nie staraj się rozwiązywać zagadek. Zajmij się
ich stawianiem.
- Już to słyszałem – Chris prychnął
ledwie słyszalnie w odpowiedzi.
- Wracając do tematu… Kath, gdzie
może być ukryta skrytka?
- W naszym starym domu, albo –
zastanowiła się na chwilę. – Głównym ośrodku szkoleniowym Strażników.
Dwie pary oczu spoczęły na jej drobnej
sylwetce. Na twarzy Michaela nadal gościł zawód, ale teraz pojawiły się przebłyski
dumy. Jednak spojrzenie Chrisa wyrażało niemy szok. Wzrok był pusty i
najwidoczniej odebrało mu na chwilę mowę. Jednak tylko na chwilę:
- Zwariowałaś?! – wykrzyknął pełen
oburzenia. – Chcesz zaryzykować wtargnięcie do ośrodka szkoleniowego
Strażników?! Przecież tam całą dobę roi się od ochroniarzy, którzy teraz dadzą
wszystko, żeby znaleźć naszą dwójkę i nas złapać!
- Kto powiedział, że musimy tam
przybyć teraz? – Faltey najwyraźniej odzyskała resztki dawnej odwagi i samokontroli.
Wzruszyła niedbale ramionami z przebiegłym błyskiem w oku.
- Nawet gdyby udało nam się przejść
niezauważonymi obok strażników, mielibyśmy problem z odnalezieniem skrytki o
wątpliwym istnieniu! – warknął Chris. Kath niechętnie przyznała mu rację. Ośrodek
szkoleniowy mieścił się w ogromnym budynku, w którym ciężko było znaleźć
gabinet dyrektora, nie wspominając już o prawdopodobnie niewielkiej skrytce.
- Zawsze możemy zacząć od
przeszukania domu – zauważył delikatnie de Berten. Chris i Kath przytaknęli z
lekkim wahaniem. – Świetnie! Dopracujemy tylko niektóre szczegóły i w drogę.
***
„Tam, gdzie
kończy się głupota powinna
zaczynać się
mądrość – a jednak tak nie jest.
Oto podstawowy
przykład na niezgodność teorii z praktyką.”
~ Władysław
Grzeszczyk „Parada paradoksów”
Wyruszyli przed świtem. Senni, nieco
obolali od niewygodnych materaców, ale z zapałem do działania. Wspólnie z Michaelem uznali, że nie należy się
przenosić, jednocześnie narażając na zostanie wykrytymi przez Strażników. Ich
celem było bezszelestne zakradnięcie się do starego domu Kath. Bycie zwykłymi
przechodniami, udawanie bezinteresowności. Bo trzeba przyznać, że Strażnicy
byli doskonali w aktorstwie. Wręcz nienaganni w wykonywaniu swojego zadania…
Kiedy dotarli do niewielkiego domu
jednorodzinnego na przedmieściach Sheffield otworzyli drzwi kluczem, niczym
prawowici właściciele. Ich zadanie było na tyle ułatwione, że w okolicy było
niewiele domów. A i ich mieszkańcy błądzili teraz w ramionach Morfeusza.
Dopiero gdy przekroczyła próg zaniedbanego
od lat salonu obudziły się wspomnienia. Słoneczne poranki, śniadania przy
koniecznej obecności zabawnych komentarzy taty, rozlana herbata na dywanie i
rozbity talerz w wyniku upartej wiary, że przyniesie to szczęście. Nieszczęsne kawałki
nie rozumu czy intuicji, a serca i duszy. Ostatnie pamiątki. Tandetne, ale
nader kosztowne.
Rozdział... Mam wrażenie, że lepszy od pozostałych :D Nie wiem czy jest to kwestia tego, że wreszcie się wyspałam czy czego, ale odniosłam wrażenie, że powoli wznosisz się na coraz to wyższe poziomy w pisaniu :D
OdpowiedzUsuńPoza tym , ta notka jest też chyba trochę dłuższa niż normalnie? ;>
Akcja się rozwija, a ja z niecierpliwością czekam na więcej :)
Pozdrawiam,
DiaMent.
Notka fakycznie jest dłóższa od większości rozdziałów, ale oczywiśnie nie od wszystkich :)
OdpowiedzUsuńCiszy mnie, że się spodobała <3
Jejku, naprawdę piszesz pięknie, aż żal patrzeć na moje wypociny!
OdpowiedzUsuńJeszcze ta muzyka...potrafiłam wczuć się w tą notkę.
Piszesz wspaniale, napisz książkę, cokolwiek, byle nie marnować takiego talentu.
Pozdrawiam,
Lilka.
Banksy i malowanie graffiti przez niego to obraz prawdziwej sztuki niekonwencjonalnej.. A co do tego teksu - absolutnie fantastyczny!
OdpowiedzUsuń