piątek, 26 kwietnia 2013

4. Wiele porażek jest niczym, w porównaniu z jednym tryumfem.


„Ten, co przestaje szukać,
 przegrywa życie.”
~ Paulo Coelho  „Brida”
10 listopada 1950 (wtorek)
   Około południa usłyszałem cichy zgrzyt zamka. Wzdrygnąłem się, uświadamiając sobie, że najwidoczniej popadłem w drzemkę.  Nadaremnie oczekiwałem cudu. W wąską szparę między drzwiami tęgi mężczyzna przecisną porcję czerstwego chleba i gorzkiej wody. Do pomieszczenia wlazł jeszcze szczur. Mężczyzna ulotnił się równie szybko, jak się pojawił. Ponowny zgrzyt zamka i znów otoczyła mnie cisza. 
    Ale warto pamiętać, że jest wiele rodzajów cisz. Tej nie zakłócały żadne ludzkie głosy. Słychać było równomiernie uderzenia kropli o ziemię, skrobanie pazurów szczura w odległym kącie, szum wiatru i mój oddech. Coraz bardziej wątpię w jakikolwiek sposób ucieczki. Każdego
 dnia grzebię nadzieję.
   Już nawet ja i moje (jak zazwyczaj powiadał brat) osiołkowe uparcie przestaliśmy szukać wyjść z tej sytuacji. Mimo wszystko nie mam zamiaru gnić w otchłaniach ciemności tej piwnicy…  Ostatnią szansą jest przeniesienie się w czasie, bez pewności, że kiedyś tam to nadal będzie nie zamieszkana  piwnica. Nawet jeśli wyląduję w normalnym pomieszczeniu, to czy będzie z niego droga ucieczki.
     Ostatnią szansą jest zaryzykowanie. Ale... Bez ryzyka nie ma zabawy!

********************************
   Popatrzyła na czarną piątkę przed nią. Cyfrę otaczała srebrna poświata, która wręcz oślepiała swym blaskiem. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach spalenizny. Spojrzała na Philipa, który siedział przy miejscu oznaczonym rzymską cyfrą osiem. Brat uśmiechną się do niej pokrzepiająco. Z trudem powstrzymała się przed odwzajemnieniem uśmiechu. Popatrzyła mu hardo w oczy, po czym omiotła spojrzeniem błękitnych oczu zebranych przy stole. Po jej prawej siedział jeden z młodszych Strażników.
    Patrzył lekko niepewnym wzrokiem na brodatego mężczyznę, który stał przy cyfrze dwanaście. Na jego ustach błąkał się nieśmiały uśmiech, jakby wspominał dobry kawał z przed kilkunastu minut, ale nie miał odwagi do pokazania otwarcie swoich emocji. Przenosząc wzrok na prawo, z niechęcią przyznała, że Urgens nie zmienił zajmowanego od rozpoczęcia stażu miejsca. Blondynowi nadal przypisywała szóstka. Wędrując wzrokiem dalej badała wypisane, lub skryte na twarzach uczucia. 
   Zaraźliwy uśmiech Philipa przy ósemce. Na dziewiątce i dziesiątce siedzieli pewni siebie mężczyźni, na obliczach których nie odważył się wpełznąć uśmiech.  Jedenastkę zajmował wysoki szatyn, którego policzki pokrywał szkarłatny rumieniec zdenerwowania. Brodaty mężczyzna siedział pod dwunastką. Jego wargi wykrzywiły się we władczym uśmieszku. Pierwsze cztery miejsca zajmowali mniej lub bardziej zagubieni i niepewni, młodsi Strażnicy. 
   A siódemka? To właśnie był powód ich zebrania...
- Wydaje mi się, iż każdy - brodaty mężczyzna zmroził spojrzeniem zebranych, po czym kontynuował zimnym tonem. - Każdy zna powód naszego spotkania. Wszyscy również są zaznajomieni z sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Proszę o raporty!
    Na rozkaz brodatego z miejsc podniosło się dwaj Strażnicy.
- Zostało nam powierzone sprawdzenie obecności Christophera Dervendu w mieście Foggia. Obecność Strażników w tym miejscu na przełomie 400 lat jest bardzo znikoma, więc zarówno baza jak i Kroniki są bardzo zaniedbane i pozbawione szczegółów...
    Mniej więcej w tym miejscu Katherine przestała słuchać monologu chłopaka. Powstrzymywała się przed aroganckim chichotem, podczas wykładu Strażnika. Może i była tylko marną piątką, której do dwunastki brakowało wielu lat starań. Ale nauczyła się i przyzwyczaiła do zasad. Jeśli siedzisz, masz siedzieć cicho. Jeśli coś robisz, rób to skrupulatnie. Ale jeżeli mówisz, mów krótko i zwięźle. Na uwadze jest każda sekunda. I kto jak kto, ale Strażnik czasu powinien to wiedzieć. 
    Czarna strzałka zegara już dawno przekroczyła dwunastkę, leniwie zbliżając się do pierwszej. Stłumiła ziewnięcie. Ostatnimi czasy nie wysypiała się szczególnie, jeśli w ogóle zmrużyła oko nocą. Dziś miała nadzieję zdrzemnąć się kilka godzin, ale najwidoczniej nie było jej to dane. Zebranie wypadło niespodziewanie.
- Cudownie! - powiedział z wyraźnym zadowoleniem brodaty. Urgens kiwną głową. Katherine mimowolnie wywróciła oczami. Mistrz przez kilka tygodnie nie widział swojego ulubieńca, bo kazał mu wyjechać do Florencji żeby odwalić jedną z najprostszych rzeczy na świecie. Kroniki Florenckie! Trzydzieści stron na krzyż.
- A teraz może posłuchamy naszej Certus - brodaty uśmiechną się z mieszanką satysfakcji i kpiny.
- Wenecja jako jeden z głównych ośrodków Strażników ma bardzo rozległe Kroniki. Przeszukanie ich zajmuje wiele czasu – zaczęła pewnym siebie głosem. -   Niemniej, natknęłam się na ślad Christophera, był on obecny w Wenecji zaledwie przez kilka godzin 12 sierpnia 1648 roku. To jedyna jego obecność w na przełomie tych lat. Śmiem twierdzić, iż Christopher nie przebywa teraz we Włoszech - zasugerowała odważnie Katherine delektując się każdym słowem. Obserwując swojego mistrza z niekrytą satysfakcją. 
- Bzdury! - żachną się brodaty, gwałtownie podnosząc się z miejsca.  - Zegary Strażników nigdy się nie mylą. W żadnej kwestii.
- To nie oznacza, że pokazują prawdę - zauważyła kobieta.
- Ty nie masz tu nic do gadania - zaczął zbliżać się do niej, wymierzając oskarżycielsko palcem w jej stronę.
- Dlaczego? - uniosła pytająco lewą brew. Pozostali przyglądali się tej scenie w milczeniu. Urgens patrzył z podziwem na mistrza. Philip natomiast trwał z półuśmiechem na ustach, obserwując z jawnym zadowoleniem odwagę swojej siostry.
- Jesteś tutaj tylko dlatego, że jakimś cudem udało ci się przejść szkolenie – zignorował je pytanie. – Wykonasz kilka moich poleceń, odsiedzisz tutaj minimalny okres Czasu i znikniesz z historii Strażników! – wysyczał podkreślając swoją pozycję i brak jakichkolwiek szans na zostanie stałym Strażnikiem.
- O ile mi wiadomo – powiedziała ze Stoickim spokojem – minimalny okres Czasu kończy się za dwa lata. A w tym czasie wiele może się zmienić. Wiele… - ostatnie słowo wysyczała mu prosto w twarz, nie wiedząc nawet ile jej słowa zawierają prawdy. – A teraz powtórzę pytanie: Dlaczego? Dlaczego nie mam nic do gadania w tej sprawie?
- Bo... Bo jesteś... - twarz brodatego przybrała kolor dojrzałego pomidora. Bardzo złego pomidora.
- Bo jestem kobietą - sprostowała z obrzydzeniem Certus. Odchyliła się i oparła na krześle, krzyżując ręce pod biustem. 
- Nie zaprzeczę - warkną brodaty wracając na swoje miejsce. 
     Katherine uśmiechnęło się z kpiną i mrugnęła porozumiewawczo do brata. Philip pokręcił głową z rezygnacją. Przejął inicjatywę przeprowadzenia dalszej części zebrania. 
- Nie przedłużając - powiedział - Natknęliśmy się na ślad obecności siódemki. Jeśli będziemy podążać tym śladem, istnieje możliwość odnalezienia Christophera.
- Zgadza się - brodaty odzyskał zdolność mówienia i normalny kolor skóry na twarzy. - Jednak omówimy to później. Jutro o tej samej porze. 
      Rozległe się szuranie krzeseł o zimne kafelki. Brodaty wyciągną kluczyk z zamka i zawiesił go sobie na szyi. Blask zgasł i na jego miejsce włączyły się lampy, oślepiając swoim blaskiem. Ludzie leniwie opuszczali pomieszczenie. Katherine wyszła jako jedna z ostatnich. Zamknęła drzwi zostawiając w pokoju Philipa, który już się zbierał i Urgensa.
- Żadnego poszanowania dla wyższych klasą - usłyszała jeszcze jak mistrz rozżala się nad jej postawą, a Urgens gorliwie mu przytakuje. 
     Śmiechem parsknęła dopiero, gdy drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Na jej ustach nadal błąkał się uśmiech, kiedy schodziła po skrzypiących schodach z zamiarem położenia się w wygodnym łóżku i zaśnięcia. Niestety jej marzenia zostały rozwiane. Poczuła jak czyjaś dłoń chwyta ją za nadgarstek. Chciała się wyrwać, ale chłopak nie pozwolił jej na taki ruch. Znał wszystkie jej humory, zachowania, słabe punkty.
- Wieczorna rozmowa z braciszkiem chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziła - mruknął rozluźniając uścisk na nadgarstku. 
- Raczej rozmowa o bladym świcie - mruknęła odwracając się w stronę brata. - Philip, ja na prawdę jestem zmęczona - przez chwilę stali w ciszy. - Dobra, ale tylko na chwilę! - skapitulowała patrząc na jego minę zabitego psa. 
    Philip uśmiechną się z tryumfem. Ramię w ramię zeszli po schodach, które skrzypiały z podwójną siłą. Kiedy znaleźli się w okrągłym pomieszczeniu z licznymi drzwiami, Katherine chciała porozmawiać w swoim pokoju. Philip zaciągną ją do swojego lokum. 
     Nie wiele się różniły od jej. Łóżko, szafa, kanapa, dwa fotele i niski stolik. O dziwo znajdował się tu również barek. Inny kolor ścian i mebli. Okno z innym widokiem. Wyjrzała na zalane słonecznym blaskiem ulice Wenecji. Niebo przybrała już nieco bardziej błękitnych odcień. Kilka chmurek odważyło się pojawić na horyzoncie. Okna sąsiednich kamienic były pozamykane. Miasto trwało w stanie snu.
- Napijesz się czegoś? - zapytał ją brat, wyjmując dwie szklanki.
- Tak, jasne - mruknęła niezbyt przytomnie. Jak zahipnotyzowana podziwiała opustoszałe miasto. Philip uśmiechną się sam do siebie i nalał Katherinie wina. 
- Stary gbur – mruknęła z rozbawieniem. Philip zaśmiał się cicho i przytakną jej mruknięciem. – Nadal łatwo go wnerwić. Nawet tego nie zauważa – prychnęła z niedowierzaniem.
    Poczuła w ręce zimno szkła i ciepło ciała za sobą. Usłyszała jak Philip przełyka trunek. Sama również skosztowała zawartość szklanki. 
- Gdzie byłeś przez ten cały czas? - zagadnęła odsuwając się od okna i siadając na miękkim fotelu z czarnej skóry.
- Tu i tam - odpowiedział wymijająco. Teraz to on obserwował uśpioną Wenecję. 
- Jakie szczegółowe informacje - mruknęła, wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi.
- Dużo ostatnio masz na głowie - zauważył przenosząc na nią wzrok.
- Skoro jesteś taki spostrzegawczy, to po co mnie tu trzymasz?
- Chciałem pogadać - usiadł na oparciu kanapy. - A dokładniej: chciałem omówić z tobą... Proszę! - ostatnie słowo wykrzykną odwracając się w stronę drzwi, które stopniowo się uchylały. Po chwili do pokoju wszedł drobny blondyn, na oko dziewiętnastoletni. 
- Mistrz Gerbung prosił pana do siebie na chwilę rozmowy... Powiedział, że to pilne - wydukał niezdarnie chłopak. Philip kiwną ze zrozumieniem głową i gestem ręki wyprosił blondyna. 
- Wrócę jak najszybciej to możliwe - zapewnił Katherine nim znikną za drzwiami. Z jego tonu wywnioskowała, że sprawa którą chciał omówić jest dość poważna i nie czeka zwłoki. Nie miała więc innego wyjścia. Dolała sobie wina i upiła jego łyk z zamiarem cierpliwego czekania…

********************************************

   Zastukał kilkakrotnie w dębowe drzwi. Wszedł do pomieszczenia, gdy tylko usłyszał zaproszenie. Wszędzie walały się papiery, dokumentacje, mapy, teczki, długopisy, pineski i wiele innych rzeczy. Wśród tego bałaganu królował gruby mężczyzna z bujną brodą i licznymi podbródkami, który zajmował krzesło przy szerokim biurku. 
- Philipie! Cieszę się, że przybyłeś tak szybko – od razu darował sobie formułkę per "pan". 
- Podobno chciał mnie Mistrz widzieć.
- Zgadza się! Usiądź proszę - wskazał na jakiś przedmiot po drugiej stornie biurka. Przez chwilę Philip nie był w stanie wyłapać przed sobą nic, oprócz przestrzeni zawalonej różnymi rzeczami. Jednak kiedy dostrzegł rozklekotany stołek na trzech nogach, któremu brodaty nie oszczędził ciężaru w postaci dwóch grubych segregatorów i górki równo ułożonych papierów, odmówił grzecznie twierdząc, że postoi. Mistrz skwitował jego słowa wzruszeniem ramion i przeszedł do sedna sprawy.
- Jak pewnie zdążyłeś zauważyć wzrósł poziom ochrony. Wszystko jest związane z poszukiwaniem siódemki - brodaty załamał ręce. - W nieoficjalnych Kronikach z roku... 1764 wynika, że w bazie pojawił się on lub ktoś zatrudniony przez niego i wykradł cenną rzecz.
- Można spytać: jaką cenną rzecz? - zapytał Philip.
- Mój chłopcze... Z chęcią bym ci to wyznał, ale nie jestem w stanie - brodaty wstał i zaczął krążyć po pokoju. - Pozostałe zapiski w tychże Kronikach utwierdzają nas w fakcie, iż ta osoba nie była Christopherem.
- Jakieś szczególne cechy?
- Kobieta! - Mistrz prychną z pogardą na te słowa, a Philip wyprostował się jak struna i zaczął śledzić ruchy brodatego. 
- Ktoś z zewnątrz? - zapytał Philip głosem, który mimo jego chęci zadrżał nieco.
- Nie... Nie i to właśnie powód Twojej obecności tutaj - ponownie zajął miejsce za biurkiem. 
- Nie do końca rozumiem - powiedział ostrożnie, chociaż rozumiał aż za dobrze.
- Katherine, Certus, cudowna piątka Strażników, klejnot w koronie! - powiedział to wszystko z obrzydzeniem. - Ja uważam jednak, że jest banalnym kawałkiem metalu, który... z czasem zaczyna rdzewieć.
- Czy Kroniki podają jej imię?
- Najważniejsze to czytać między wierszami - zauważył brodaty.
- Do czego pan dąży?
- Jesteśmy Strażnikami! - uśmiechnął się obrzydliwie. - Mamy do dyspozycji Czas! A żeby ten Czas dobrze wykorzystać, musimy udeptać sobie gładką dróżkę. Bez zakrętów, bez nierówności, BEZ PROBLEMÓW - ostatnie słowa niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- A Katherine... - zaczął Philip z przerażeniem w oczach.
- Właśnie ona jest naszym problemem! Co trzeba zrobić żeby nie płakać nad rozlanym mlekiem?
- Nie wylać go - mruknął Philip nie patrząc Mistrzowi w oczy.
- Zgadza się - brodaty ponownie wstał i zaczął krążyć po pokoju zręcznie omijając wszystkie przeszkody. - Certus... Znajdą się inni na jej miejsce. Lepsi!
- Więc Katherine trzeba będzie...
- Usunąć! - przerwał Philipowi Mistrz - Sprzątnąć, sprawić by zamilkła, zapomnieć... Zabić.
    Typowe - pomyślał Philip. Pozbawieni uczuć, musicie przestać cierpieć, stworzono was do celów wyższych - przedrzeźniał w myślach słowa brodatego, które już kilka lat temu wyryło się w jego pamięci. 
- Oczywiście - powiedział głośno, najbardziej pewnym głosem na jaki było go w tej chwili stać. - Czego pan ode mnie oczekuje?
- To chyba oczywiste - Mistrz wyglądał na rozbawionego. - Ale jest już późno, omówimy to jutro... A raczej dzisiaj popołudniu. O której opuszczasz Wenecję?
- Wieczorem, około 20.
- Idealnie! - Mistrz grzecznie wyprosił Philipa.

********************************************

     Po co? - jedyne pytanie, które zawracało głowę Philipowi w drodze do jego pokoju. Był w pewni świadomy planów Mistrza. Pozbyć się Katherine, gdy tylko przestanie być użyteczna, lub zacznie stwarzać problem. Nic bardzie banalnego! Przynajmniej tak by uważał każdy poprawny Strażnik. I tego właśnie bał się najbardziej... Katherine była gotowa spełnić każdy rozkaz, kaprys Mistrza, tylko po to, by utrzymać swoją pozycję. Doskonale zdawała sobie sprawę z dyskryminacji, jaką Mistrz przejawiał wobec niej. Według brodatego kobiety były zbyt kruche i uczuciowe, żeby wstąpić w szeregi Strażników. Na jego nieszczęście nie miał prawa zmieniać kryteria na naboru, w których płeć nie grała żadnej roli. Philip wiedział, że Certus jest gotowa narazić własne życie, by tylko spełnić rozkaz. Była zaślepiona, tak jak większość Strażników.
     Chaotyczne myśli powolnie układały się w konkretne zdania. Jedno tracili na ważności względem drugiego. Niektóre miało wiele interpretacji. Leniwie, jakby nie mając wyboru jego podświadomość wypluła jedno słowo. Słowo, które było pod każdym względem jednoznaczne. Ucieczka...
      Mimo tego, iż pora była coraz wcześniejsza, jego pokój wydawał się być przytłaczająco ciemny. Nie wiedział co dokładnie spowodowało ten mrok, ale podejrzewał, że było to tylko jego wyobrażenie, spowodowane informacjami w których posiadanie wszedł. Już teraz postanowił wyjaśnić wszystko Katherine. Kazać uciekać, zmyć się, tak by słuch o niej zaginął. Wiedział, że będzie to trudne, znając temperament jego siostry. Ale kto nie próbuje, ten nic nie zyskuje! Jeszcze nie zdążył się dokładnie rozejrzeć  po pomieszczeniu, a już otwierał usta by wymówić jej imię. Uśmiechnął się z troską, widząc jak śpi w fotelu zwinięta w kłębek. Lampka wina w jej ręce przechyliła się niebezpiecznie, ale kobieta nawet podczas snu trzymała ją pewnie nie pozwalając wylać się kropelce. Podszedł do niej i jak najostrożniej potrafił, wyjął jej z dłoni wino. Wziął ją na ręce. Po kilku krokach położył delikatnie na łóżku i przykrył kołdrą. Katherine poruszyła się niespokojnie, jakby podczas niespokojnego snu. Szybko się jednak uspokoiła.
- Dobranoc… siostrzyczko – szepnął czule całując ją w czoło i opuszczając pomieszczenie. Wątpił, że zmruży jeszcze dzisiaj oko, nie miał nawet zamiaru próbować.
        Dębowe drzwi ustąpiły bez problemu, co go niemało zdziwiło. Nie spodziewał się braku jakiegoś zamku czy czegoś podobnego, znając ostrożność Katherine. Zamknęły się bez najcichszego dźwięku. W pokoju panował niemal idealny porządek. Zasłane łóżko, wszystkie szafki, parapety i ramy nie znały takiego słowa jak „kurz”. Obrazy i zdjęcia wisiały na ścianach w niemałej ilości pod perfekcyjnym kątem. Nie miał jednak czasu na podziwianie upodobania do porządku jego siostry. On przyszedł tu w zupełnie innym celu…

1 komentarz:

  1. Interesujące... Myślałam, że mistrz Gbur (jego imię jest za trudne :)) będzie trochę bardziej przyjazny. A tu wyszło szydło z worka! Wstrętny szowinista! Ale żeby od razu zabijać? Nie maja żadnych dowodów, a ten od razu zaczyna swoją gadkę. Tylko że teraz może właśnie przez to, że Katherina się czegoś dowie od swojego brata, ta kradzież w ogóle się odbędzie?
    Poza tym: czy mistrz jest naprawdę takim idiotą? Nie pomyślał, żeby to zadanie przydzielić komuś bardziej oddanemu i, pomyślmy, NIEspokrewnionemu z Katheriną? Ja wiem, wszyscy powinni być wyprani z emocji, ale... No to jest logiczne, że ostrzeże swoją siostrę!
    pakuti

    OdpowiedzUsuń