niedziela, 14 kwietnia 2013

2. Niema nic wiecznego. Wszystko blaknie, albo przemija...


"Czymże jest imię? To co zwiemy różą,

Słodko pachniałoby pod każdym innymImieniem.”
~ W. Szekspir „Romeo i Julia”

    Wszystko można ubrać w słowa. Bez wyjątku. Wszystko ma swoją definicję. Choćby wyjaśnienie było jak najbardziej absurdalne, nie zmienia to faktu, że ciągle jest swego rodzaju wyjaśnieniem. Jednak to wciąż będą tyko marne słowa, które można zastąpić. Nic wyjątkowego. Tylko słowa...
    Tak samo Czas... Bo czym w istocie jest Czas? Jak wiele innych rzeczy ma swój pomiar. Sekundy, minuty, kwadransa, godziny, doby, lata, wieki... Ale to wciąż tylko nieistotne cyfry, które w słowa ubrali równie nieistotni ludzie. Bo czym jest Czas? 
   Przeminie... Zostawiając tylko cierpienie i cień uśmiechu, który kiedyś był tak częsty. Zostając Stanikiem Czasu żegnasz się z dotychczasowym życiem. Zapominasz jak smakowała radość, złość, zazdrość, czy miłość. Chowasz dumę do kieszeni. Przestajesz być sobą. Zostając Strażnikiem narażasz swój świat na zgubę...

24 października 1950 (sobota)

   Według moich przypuszczeń znajduję się w dość nieskomplikowanej budowli, która jest czymś na kształt posiadłości Strażników. Nie wydaje mi się, żeby był to zamek, czy pałac, ale z pewnością ten dom nie należy do małych i skromnych. 
    Z każdym dniem coraz bardziej dziwię się zwyczajnym ludziom. Kieruje nimi strach. Każdego poranka, kilka chwil po świcie słyszę zgrzyt zamka w drzwiach mojej celi. Kilka razy próbowałem nawiązać dyskretny kontakt z człowiekiem, który codziennie pojawia się z porcją czerstwego chleba oraz wody, której smak jest wyjątkowo gorzki. Jest przerażony, dlatego już po trzech dniach zrezygnowałem z jakichkolwiek prób zamienienia chociaż jednego słowa z tym niskim i tęgim mężczyzną. Teraz wraz z jego przybyciem udaję "śpiącego więźnia". Pełnię rolę zupełnie nieszkodliwej i obojętnej na otoczenie parodii człowieka. Jestem marną podróbką czegoś co już i tak nie jest idealne. Niedoskonałością niedoskonałości. 
    Uświadamiam sobie, że jestem zazdrosny. Banalnie zazdrosny o tego człowieka. Tylko dlatego, iż jest człowiekiem, odczuwa strach i ból. Doliczyłem się już drugiej emocji w ciągu kilku dni. Sukces!
     Przytłoczony... Jedyne co teraz czuję. Obojętny jest mi głód, pragnienie, czy nawet zimno otaczające mnie ze wszystkich stron. Martwię się o brata. Uciekliśmy z domu przed Strażnikami Czasu. Złamaliśmy jeden z najbardziej przestrzeganych przepisów. Kolejny zakaz... "Każdy Strażnik Czasu jest zobowiązany do znania całego Regulaminu Przestrzegania Przeniesień Czasowych" brzmi jedna z głównych regułek. Każdy, bez wyjątku. Czyli również i ja. Trzysta osiemnaście stron Regulaminu wyryło się w mojej pamięci.
   "Zabrania się, by jakikolwiek Syn Ziemi dostrzegł pozostałość po przeniesieniach czasowych zgodnie z Prawem Zmian Czasowych ustalonych w 1312 roku Czasu właściwego na podstawie uchwały głównego Posiadacza Czasu - Vincenta Gabriela Horacego. Za naruszenie uchwały grozi kara dziewiętnastu lat pozbawienia Zegara Strażniczego oraz pozbawienie wolności na czas trzech lat właściwych."
    Mówiąc prościej: Jeżeli jakiś Syn Ziemi (inaczej człowiek bez daru przeniesień czasowych) zobaczy jak znikasz, lub materializujesz się grozi ci więzienie Czasowe, gdzie spędzisz trzy lata właściwe, czyli równo trzy razy 365 dni, bez przyśpieszeń czasowych. Najgorsze jest jednak zabranie Zegara Strażnika, co jest gorsze od śmierci. Zabierając Zegar Strażnika pozbawiają go czegoś droższego niż serce, czy oddech. Zabierają mu zdolność samodzielnego myślenia, wymazują wspomnienia z pamięci. Zabijają nie ciało, a duszę.
    
28 października 1950 (środa)

   Liam nie opuszcza mojej głowy. Nic dziwnego... Każdy by się martwił o młodszego brata. Kiedy wyruszyliśmy w podróż Liam miał 19 lat i kilka miesięcy. W świecie Czasu Właściwego pełno lecie osiąga się mając 20 lat. W dzień swoich 20 urodzin można zapisać się na szkolenie Strażników Czasu. Wcześniejsza edukacja jest sprowadzają do podstawowych nauk szkolnych z nieistotnym rozszerzeniem w historii i geografii. Jednak Liam miał inaczej... Gdy nie miał jeszcze 19 lat zacząłem go nauczać Przeniesień w Czasie narażając się tym samym całą i tak już niepełną rodzinę. Był niezwykle uzdolniony w tym kierunku. Podstawy opanował już po dwóch miesiącach, co było rzadkością wśród nowicjuszy. 
   Gdy przyszedł czas na ucieczkę był w stanie przenosić się o kilka sekund wstecz, w przeciągach do pół minuty. W lesie zaskoczyli nas Strażnicy. W dzikiej ucieczce rozdzieliliśmy się. Kazałem Liamowi biec i jak tylko będzie wystarczająco daleko przenieść się w Czasie. Miałem zamiar zrobić to samo. I udało mi się! Cofnąłem się o 50 lat, ale na własne nieszczęście natrafiłem na Synów Ziemi, którzy zobaczyli moje pojawienie się. Nie pojmując mojego nagłego zmaterializowania się, zabrali mnie i zamknęli w tej prowizorycznej celi mając zamiar wyjaśnić tą sytuację później. Nieświadomie odcięli mi jedyną drogę ucieczki - Czas. 

30 października 1950 (piątek)

   Podobno nadzieja umiera ostatnia. Ostatnio coraz więcej myślę o śmierci. Czy ciało umiera przed duszą? Tracę nadzieję na ucieczkę, jednocześnie grzebiąc nadzieje na to, że moja dusza jest jeszcze żywa. Wiem, że muszę dbać o Zegar Strażnika, bo gdy jego wskazówki się zatrzymają moje serce również przestanie bić. A mówiąc dokładniej dusza przestanie istnieć. Będę żył bez żadnych wspomnień, niezdolny do uczuć. Ślepy na otaczające mnie twarze, kiedyś tak bliskie.
   Tracę siły. Nie zajmuje się już zegarkiem. Nie sprawdzam codziennie czy nie jest jeszcze zardzewiały. Wątpię nawet w moje zdolności mówienia. Nie odzywałem się od kilku tygodni i nie chcę się odzywać, żeby nie napędzić strachu ludziom. Jestem pewny, że zapomniałbym wielu słów gdybym nie prowadził tego dziennika. Ostatnio coraz częściej się zastanawiam po co w ogóle to robię? Czy szukam czegoś, gdzie można się wyżalić? Chyba można tak to nazwać. Muszę mieć kogoś, komu można zaufać. Ale jestem osamotniony. A co lepiej ukryje tajemnice jak nie stary zeszyt z wyblakłymi kartkami, którego nikt już raczej nie otworzy?

4 listopada 1950 (środa)
  Jeżeli kiedykolwiek musiałbym wybierać między życiem wolnego samotnika, a żywotem ubogiego i cierpiącego człowieka otoczonego rodziną i przyjaciółmi bez wahania wybrałbym to drugie. Dopiero jak coś tracimy, uświadamiamy sobie jak ważną rolę odgrywało w naszym życiu.
   W moim wypadku tracę dużo - cierpliwość. Najgorsze jest to, że jestem w tej kwestii bezradny. Poczekać, czy zaryzykować? Mam dość życia na krawędzi, ale czy czasami nie warto postawić wszystko na jedną kartę? Wiem, że muszę podjąć decyzję. A opcji mam niewiele...

6 listopada 1950 (piątek)
     Pogoda coraz bardziej daje mi się we znaki. Przez wybitą szybkę do mojej celi wcieka duża ilość wody. Czuję się pusty w środku. W głowie mam jedną, ale niezwykle dużą dziurę, przez którą wyfrunęły wszystkie wspomnienia. Zastały tylko zamazane obrazy.
    Coraz trudniej jest mi sklejać zdania ze sobą. Są pozbawione jakiegokolwiek sensu. Bez wyrazu, bez emocji. Decyzja zapadła. Jeżeli w ciągu najbliższych dni nie uda mi się wydostać na powierzchnię ziemi, ryzykuję.
   Muszę czymś zapełniać puste karty w mojej głowie... boję, a raczej martwię się o wszystkie moje wspomnienia, których pozostały już tylko marne resztki. Przywrócić do życia coś, co nigdy się nie powtórzy? Jedyna opcja... a raczej jedyna, która mi pozostaje.

3 komentarze:

  1. Twoje rozdziały dalej mnie powalają. Opisy nie są nużące, choć mogły by być, zważając na to, że z punktu widzenia akcji nic się nie dzieje. Natomiast w mózgu głównego bohatera dzieje się bardzo dużo. Po pierwsze: zaczął odczuwać coraz więcej emocji. No bo martwienie się o brata także można podpiąć pod emocje. Wiemy już, co właściwie się stało. Złamał prawo Strażników. Nie jestem do końca pewna, po co uczył swojego brata przenoszenia się w czasie, ale myślę, że wkrótce to wyjaśnisz.
    Mam takie małe pytanko: czytałaś może "Czerwień rubinu"? Tak jakoś kojarzy mi się z tą historią.
    Pozdrawiam
    pakuti

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam całą Trylogię Czasu :)
    I po przeczytaniu pierwszych kilku rozdziałów "Czarwieni rubinu" zaczęłam pisać to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że to coś podobnego :) Mam całą Trylogię Czasu w domu, oglądałam tez film. Całkiem niezły, jest kilka śmiesznych momentów (tak jak sceny walki-chyba tego nie zamierzali, ale wyszły im całkiem zabawnie :))

      Usuń