czwartek, 27 lutego 2014

Carmina I "Jesteśmy sami" cz.II

CARMINA I "Jesteśmy sami"
Część druga - zarys uczuć



"Było w nim coś niesamowitego.
Coś co pragnęła odkryć, co nie dawało jej spać.
Był w każdej sekundzie, minucie i godzinie.
Był zagadką na resztę życia."

     Tak, zgóbiłam się na pewno. Zostawiły mnie i spokój, i pragnienie, i bliskość, nawet głód. I choć myślałam, że to tylko przedstawienie, legendą jest, iż rzeczywistość ścina z nóg. A tym czasem... Nie ma dublera! Sprawdzałam za kulisami i przed, ale nie ma go! Na nic zapewnienia, że na scenę nie wyjdę, że nie zmuszą mnie. To musi być coś zabawnego, ale nie komedią ma też być... Musi mieć coś z dramatu i tragedi, poezji i prozy kunszt przyszło mi poznać dziś. Cóż to za garunek? Pytam, a odpowiedzi udzielić nie chce nikt. Chciałabym być widzem, siedzieć w zakątku odległym sali. Żeby nie padały światła reflektorów, i by zupełnie blisko były drzwi. A jestem na scenie! Zaśmiałabym się, gdyby nie przerażenie, nie myśl, że zepsuje przedstawienie... 
    Jakiś oklaski słychać od widowni strony, za kulisami chowam się ostrożnie. Ktoś krzyknął coś, ktoś usiadł, aż w końcu trzeci dzwonek i przerażenie wzmogło się. Gdzie scenariusz?! Wołam zrozpaczona, od roli już się nie wywinę. Mogę tylko uciec wystraszona, że znów przeze mnie pójdzie wszystko źle. 
    Nie ma nawet ciszy... Ach, ci ludzie znów wszystko zepsuli! Patrzą, cieszą się z innych rozpaczy, ale braknie im odwagi, żeby wyjść na scenę i zabłysnąć tam jak nikt. Niestety, są zbyt samolubni i tchórzliwi, by przed publicznością stać. W odbicie własne zapatrzeni. Tylko para oczu w mroku złotem i szmaragdem się mieni. Czasem rumień krawawy na policzkach wystąpi, innym razem powieka drgnie niespodziewanie. Mamy ciało, a nie nad nim władanie. Posiadamy duszę, ale kiedy ta niespodziewanie ucieka nam przez palce cierpimy. Przyszedł nasz czas, nasze pięć minut kresu dobiegło. Odchodzimy.
    Tak naprawdę mógł nas spotkać gorszy los. Życie bez miłości...? Do dopiero losu cios. Ten ból, tak palący i głęboki, zadaje rany trwalsze niż spojrzenie z ukosa, niż dłoni gest. Nawet gdy przez nieznajomego zadawany jest. Zupełnie jakby nie było czasu na sumienie. 
I nie ma go przecież, to tylko przedstawienie.

   Smutku... Smutku, tutaj jestem! Jeszcze niedawno chciałeś serce me. Ale lepiej diabłu dusze sprzedać, niż cenność tę smutkowi podarować. Jeszcze niedawno gotów byłeś się targować, o mnie, serce i o strach. Tylko gdzie jesteś? Pod postacią jaką skryłeś się? Może jesteś dziś ptakiem, co na drzewie przysiadł... A może chłodnym wiatru powiewem? Nie, nie ma cie tu, można to wyczuć. Nie ma, bo półuśmiech mam na twarzy, a w oczach brak łzy. Ale nie mam rumieńców. To twoja sprawka, podejrzewałam to. Moim zdaniem pojawić się powinieneś na zawołanie, ja pstryknę palcami i już, pojawiasz się na progu. 
Smutku? Gdzie jesteś?!

Gdzie spokój?

Och... Jak miło! Już dostrzegłam sylwetki zarys twojej. Zbliżasz się zbyt wolno, strasznie odciągasz spotkania chwilę. Ale jesteś coraz bliżej, nie sztuka zauważyć to. Już widzę twoją postać! Ma oczy i noc, i usta... Zamieniłeś się w coś, co boli najbardziej, co wyciska łzy i radość tłumi. Jesteś bestią zupełnie jak z horroru. Masz też ręce i nogi, nawet tłów. Widać to na oka pierwszy rzut.  Jaki ty sztuczny... Oczy nie błyszczął, powieki nie mrugają. Usta nie drgnął nawet w cieniu uśmiechu. Jesteś człowiekiem!
    To napewno ty. Któż by inny mógł być tak nieradosną postacią? I niemroczny, i tak obojętny zarazem. To ty, smutku, to ty, przecież widzę... No dalej, uchyl usta swoje. Mimo, że lęknę się twojego głosu, chcę usłyszeć to. Wątpię, że to będzie coś przyjemnego, ale zawsze jest wybór, a ja teraz nie mam go. Otwórz usta, proszę, przemów. Ześlij w kąt nadzieje me.
    Jak nieorzyjemny ty masz ton, timbr głosu ciszę rozsadza. Uszy bolą, choć już cierpię stale. Przemówiłeś i odchodzisz. Ja nadal cierpię... Ból, on rozsadza serce, a ty je zabierasz i...
Opuszczasz mnie znów. 

     Brawa... Brawa są wszędzie! Biją je wszyscy co stoją i siedzą. Biją ją, ale nie dla mnie. Jeszcze stoję za kulisami, ale już mnie ktoś na scenę ciągnie.
I już tam się pojawiam. Choć nie mam serca, ono mi odebrane ja wciąż czuję.
Ja czuję i tęsknię, kochany!

A może to tylko złudzenie? Tylko sztuka,
Marne przedstawienie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Tych, co jeszcze nie czytali, zapraszam na rozdział 25 :)
Ludum

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz